Dwa Tu-160 rosyjskich sił powietrznych przez kilka dni będą odbywać loty ćwiczebne nad wodami neutralnymi, po czym wrócą do baz w Rosji – podało Ministerstwo Obrony w Moskwie. – Bombowce nie są uzbrojone w broń atomową – uspokajał generał Władimir Drik. Nie zdradził, jakie jest uzbrojenie maszyn.

Obecność rosyjskich bombowców w regionie uważanym za strefę wpływów Waszyngtonu to odpowiedź na wykorzystanie przez Amerykanów okrętów wojskowych do dostarczania pomocy humanitarnej Gruzji. Lot maszyn trwał 13 godzin, przez cały czas podążały za nimi myśliwce NATO.

Lewicowy prezydent Hugo Chavez zapowiedział kilka dni temu, że do Wenezueli zawiną pod koniec listopada rosyjskie okręty wojenne. Będą uczestniczyć we wspólnych manewrach na Karaibach. Rosja zamierza wysłać tam też krążownik atomowy „Piotr Wielki” i samoloty do zwalczania okrętów podwodnych. – Jesteśmy zainteresowani wzmacnianiem naszych zdolności obronnych we współpracy ze strategicznymi sojusznikami, a Rosja do nich należy – tłumaczył Chavez. Nie krył, że sojusz ten ma mu pomóc „bronić kraju przed USA”.

Hugo Chavez uwielbia drażnić Amerykanów. Podobną postawę przyjęło paru innych latynoskich przywódców, którym pomógł wygrać wybory. Prezydent Nikaragui Daniel Ortega pierwszy po Dmitriju Miedwiediewie uznał Osetię Południową i Abchazję. Przywódca Boliwii Evo Morales, który nie może sobie poradzić z buntem gubernatorów, oskarżył ambasadora USA Philipa Goldberga o „podsycanie podziałów” w jego kraju i kazał mu się wynosić.