Amerykański generał John Craddock, który dowodzi wojskami NATO w Europie, uznał, że po rosyjskiej inwazji na Gruzję sojusz powinien przygotować plany postępowania w przypadku ataku na kraje bałtyckie czy Polskę. W tzw. contingency plans mogą się znaleźć m.in. gwarancje zbrojnej reakcji NATO na atak. Aby opracować takie plany, potrzebna jest jednak polityczna zgoda wszystkich członków sojuszu północnoatlantyckiego, a to może nie być proste. Próba wypracowania konsensusu ma zostać podjęta na dwudniowym nieformalnym szczycie ministrów obrony w Budapeszcie, który rozpocznie się w czwartek. Część krajów obawia się jednak, że sprawa zostanie upolityczniona przez państwa, które mają opinię antyrosyjskich. Ponieważ zaliczana jest do nich Polska, Warszawa nie chce komentować całej sprawy. – Polska opowiada się za zintegrowaniem planowania obronnego z operacyjnym – odpowiada enigmatycznie „Rz” minister obrony narodowej Bogdan Klich.
[srodtytul]Uderzenie na Białoruś?[/srodtytul]
Część analityków od dawna alarmowała, że NATO – obawiając się reakcji ze strony Moskwy – nie przygotowuje planów kontruderzenia na Rosję w przypadku jej ataku na któregoś z nowych członków sojuszu.
„Polska mogła sobie do tej pory na przykład rozważać zupełnie nierealistyczny atak ze strony Białorusi” – twierdzi dziennikarz tygodnika „Economist” Edward Lucas w książce „Nowa zimna wojna”, która ma się ukazać w Polsce w przyszłym tygodniu. Ale polscy stratedzy zapewniają, że plany istnieją.
– Były przygotowane po wejściu Polski do NATO. Nie wiem, jak było w krajach bałtyckich – zaznacza w rozmowie z „Rz” gen. Stanisław Koziej. Przyznaje jednak, że plany szczegółowo opisywały procedury postępowania w przypadku wzrostu napięcia politycznego, a nie militarnej konfrontacji.