– Bóg zna nas z imienia. Kiedy dostajemy numer, stajemy się przedmiotem – przekonywała dziennikarzy zgromadzonych w sądzie w Grodnie mieszkanka tego miasta Alena Surba. Kobieta od kilku lat próbuje przekonać miejscowy urząd spraw wewnętrznych do wydania jej dowodu osobistego bez numeru identyfikacyjnego. Po kolejnej odmowie postanowiła walczyć o prawo do „życia bez numeru” w sądzie.
To była pierwsza taka rozprawa na Białorusi. Alena Surba dowodziła, że Ministerstwo Spraw Wewnętrznych zgodnie z postanowieniami Sądu Konstytucyjnego, wydając obywatelom dowody osobiste, powinno uwzględniać ich życzenia i szanować ich uczucia religijne.
Wbrew uczuciom religijnym pani Surby grodzieński urząd konsekwentnie jednak odmawia wydania jej dowodu bez zakodowanej w postaci numeru identyfikacyjnego informacji o jego posiadaczu. Grodzieński sąd też nie uznał jej argumentów. Dla kobiety, która już zapowiedziała apelację, oznacza to bycie obywatelem drugiej kategorii. Osoba, która nie może się wylegitymować dowodem osobistym lub paszportem, nie ma co liczyć na Białorusi na emeryturę, legalne zatrudnienie czy uzyskanie metryki nowo narodzonego dziecka.
Według oficjalnych danych w samym tylko Grodnie jest dziesięć osób odmawiających przyjmowania dokumentów, w których zakodowano – jak twierdzą – „liczbę szatana”. W innych regionach kraju jest ich więcej. – Najwięcej na wschodzie republiki – mówi „Rzeczpospolitej” Olga Zanowska, prawniczka mińskiej diecezji prawosławnej. Według Zanowskiej mieszkańcy wschodnich obwodów Białorusi ulegają wpływom prawosławnych z Rosji, wśród których podobny problem występuje na większą skalę i nieraz prowadzi do tragicznych skutków. Takich jak w przypadku zakończonego pół roku temu dobrowolnego uwięzienia się pod ziemią wyznawców „prawdziwego prawosławia” w obwodzie penzeńskim.
– Przeciwnicy numerów nie chcą słuchać zwierzchników Cerkwi, którzy tłumaczą, że nie stanowią one żadnego zagrożenia dla nieśmiertelnej duszy – mówi Zanowskaja. Dodaje jednak, że „człowiek, nawet jeśli błądzi, nie może być dyskryminowany z powodu przekonań religijnych”. Dlatego na najbliższym posiedzeniu – może już na początku grudnia – synod Cerkwi białoruskiej zajmie się problemem osób bez dokumentów i wystąpi do władz o umożliwienie im korzystania z pełni praw obywatelskich. – To konieczne, bo liczba prawosławnych dyskryminowanych z powodu braku dowodów rośnie w ostatnim czasie lawinowo – zapewnia Zanowska. Według białoruskich obrońców praw człowieka w całym kraju problem ten może dotyczyć ponad tysiąca ludzi.