Tu-154 z prezydentem na pokładzie miał odlecieć z Ułan Bator o 12.30 czasu lokalnego. Lech Kaczyński miał się udać do kolejnego punktu azjatyckiej podróży – Osaki w Japonii. Nieoczekiwanie start samolotu opóźnił się z „przyczyn technicznych”. Początkowo wydawało się, że podczas postoju na lotnisku zamarzły skrzydła (w mongolskiej stolicy było minus 17 stopni).
Mongolscy pracownicy lotniska starali się szczotkami oczyścić z lodu skrzydła samolotu, a następnie usunąć lód gorącym powietrzem. Gdy wprowadzono maszynę do hangaru, okazało się jednak, że doszło do awarii urządzenia sterującego klapami skrzydeł.
W tej sytuacji prezydent podjął decyzję o opuszczeniu samolotu i wyczarterowaniu boeinga od mongolskich linii lotniczych. Kosztowało to 130 tys. dolarów, a cała procedura trwała osiem godzin. Lech Kaczyński poważnie spóźniony doleciał w nocy do Japonii.
– Stało się to, co od lat, wziąwszy pod uwagę wiek tych samolotów, musiało się zdarzyć prędzej czy później – mówił prezydent dziennikarzom na pokładzie wyczarterowanego boeinga.
Lech Kaczyński ma przed sobą jeszcze wizytę w Korei Południowej, gdzie uda się kolejnym czarterem. W tym czasie polski samolot ma zaś zostać naprawiony w Ułan Bator i być może zabierze prezydenta z powrotem do kraju.