W roku 2008 takich zabójstw było 5700, dwa razy więcej niż rok wcześniej. – Rząd jest w sytuacji bez wyjścia. Nie może się wycofać, bo oznaczałoby to porażkę – mówi wykładowca uniwersytecki Javier Oliva Posada, ekspert od bezpieczeństwa.
Ponad dwa lata temu, po dojściu do władzy, prezydent Felipe Calderon podjął heroiczną, początkowo skuteczną, walkę z kartelami narkotykowymi. Wysłał siły rządowe do głównych ośrodków narkobiznesu i zapowiedział, że nie spocznie póki nie rozwiąże tego problemu. Po kilku miesiącach spektakularnych akcji siły i możliwości armii zaczęły się wyczerpywać.
Baronowie narkobiznesu zamiast się poddać, stanęli do walki z wojskiem jak równy z równym, albo jak silniejszy ze słabszym, bo nierzadko byli lepiej uzbrojeni. Krucjata Calderona nakręciła spiralę przemocy. Teraz trwa wojna między siłami rządowymi a przestępcami i między walczącymi o wpływy kartelami. Pojawiły się zarzuty, że szef państwa jest powiązany z kartelem z Sinaloa i sławnym bossem Joaquinem „Chapo“ Guzmanem, a podjęta przez niego wojna ma zapewnić „Chapo“ większe wpływy.
[srodtytul]Nikt nie szanuje prawa[/srodtytul]
– Zabrzmi to kuriozalnie, ale rosnąca liczba trupów to wynik działań rządowych – mówi Ursula Benitez z prokuratury graniczącego z USA miasta Tijuana, siedziby jednego z najprężniejszych karteli. Wojsko weszło na tereny kontrolowane przez gangi narkotykowe, którym nagle zrobiło się za ciasno. Aby utrzymać dochody, zostali poniekąd zmuszeni do brutalnej walki o strefy wpływów.