Polskie MSZ zaprzecza, by stawiało Białorusinom „ultimatum”, zgodnie z którym w zamian za spokojny przebieg zjazdu nie będzie utrudniać wizyty prezydenta Aleksandra Łukaszenki na szczycie UE. Ale, jak się nieoficjalnie dowiaduje „Rz”, nasi dyplomaci rzeczywiście domagali się, aby władze Białorusi niedzielne zebranie ZPB zostawiły w spokoju. Nie stawiali jednak ultimatum, bo Polska nie jest w stanie w żaden sposób sama zablokować zaproszenia Łukaszenki przez UE.
[srodtytul]Zastraszani członkowie ZPB[/srodtytul]
– Mamy informacje, że działacze związku byli zastraszani i poddawani silnej presji, by nie przybyli w niedzielę na obrady – powiedział „Rz” poseł Adam Lipiński (PiS). Prawdopodobnie Andżelice Borys i około 200 jej współpracownikom uda się jednak zebrać w Grodnie. Milicjanci raczej nie będą usiłowali temu zapobiec, na przykład nie wpuszczając na salę obrad członków Związku Polaków na Białorusi. Nie wiadomo jednak, czy nie będą mieli problemów później, gdy polscy parlamentarzyści wyjadą z Białorusi.
Zgodnie z białoruskim kodeksem karnym za działalność w nielegalnej organizacji lub udział w nielegalnym zgromadzeniu grożą bowiem kary.
Oczywiście nawet jeśli zjazd się odbędzie, nie będzie to oznaczało automatycznej zgody Mińska na legalną działalność organizacji. Zdaniem niektórych polskich polityków i dyplomatów najbardziej prawdopodobne jest, że dalej trwać będzie taka sytuacja, jak obecnie: ZPB jakoś funkcjonuje, ale z punktu widzenia władz białoruskich jest to działalność nieformalna albo nawet nielegalna.