Wczoraj prezydent Aleksander Łukaszenko przyjął dymisję ministra spraw wewnętrznych Uładzimira Naumaua. Był on ostatnim wysokim urzędnikiem w białoruskim rządzie, którego nazwisko wymienia się w kontekście tajemniczych zaginięć znanych polityków białoruskiej opozycji oraz operatora rosyjskiej telewizji ORT Dmitrija Zawadzkiego. Wcześniej usunięto ze stanowisk szefa Rady Bezpieczeństwa Białorusi Wiktora Szejmana oraz dowódcę jednostki specjalnej milicji Dmitrija Pawliczenkę (podobnie jak Naumau podejrzewanych o udział w głośnych zbrodniach politycznych).

Jako oficjalną przyczynę dymisji Naumaua podaje się zły stan zdrowia. Mało kto w to wierzy, ponieważ minister regularnie demonstrował publicznie doskonałą kondycję fizyczną, grając w hokeja na lodzie (jest szefem Białoruskiej Federacji Hokeja) i przechodząc, jeśli wierzyć zapewnieniom samego Naumaua, do 100 kilometrów dziennie.

– Tą dymisją Łukaszenko chce zademonstrować Europie, iż ogłoszony przez niego kurs na tak zwaną liberalizację życia społecznego i politycznego na Białorusi nie jest mitem – mówi „Rz” przewodniczący opozycyjnej Zjednoczonej Partii Obywatelskiej Anatolij Lebiedźka. Polityk ostrzegł jednak przed zbytnim optymizmem, bo jego zdaniem „odejście Naumaua z MSW nie zmieni represyjnej natury tego resortu”.

Może jednak mieć znaczenie dla zmiany wizerunku białoruskich władz w oczach Zachodu. – Niepewność co do tego, czy Łukaszenko zostanie zaproszony na inaugurację Partnerstwa Wschodniego do Pragi, mogła się stać kluczowa przy podjęciu decyzji o dymisji – uważa Lebiedźka, przypominając, iż kwestia przyłączenia się Białorusi do unijnego programu jest jednym z ważniejszych elementów obecnej polityki zagranicznej Mińska.