Ten, kto ma w Niemczech wysokie dochody, nie może się czuć bezpiecznie. Pół roku przed wyborami SPD przygotowuje ustawę umożliwiającą niespodziewane kontrole u bogaczy, nawet jeżeli nie są podejrzani o żadne machinacje i rozliczają się z fiskusem jak należy. Miałoby to dotyczyć obywateli o rocznych dochodach powyżej pół miliona euro. Są ich tysiące i to oni, zdaniem SPD, powinni zostać zmuszeni do okazania większej solidarności z tymi, którzy tracą pracę i z trudem wiążą koniec z końcem. – To nic innego jak wyborczy populizm – piszą niemieckie media. SPD idzie jednak dalej i sypie kolejnymi propozycjami nowych podatków dla bogaczy, wprowadzenia płac minimalnych i ratowania miejsc pracy bez względu na obciążenie budżetu. Kandydat SPD na kanclerza Frank-Walter Steinmeier nie ma żadnych obiekcji, by wysupłać z kasy państwowej miliardy dla niemieckich fabryk Opla, a minister finansów Peer Steinbrück (SPD) rozważa wprowadzenie specjalnych deklaracji dla tych, którzy utrzymują związki finansowe z krajami uchodzącymi za oazy podatkowe.
Nikt nie ma wątpliwości, że SPD chce odzyskać wizerunek partii walczącej o prawa ludzi pracy i sprawiedliwość społeczną. Rywalizuje na tym polu z postkomunistyczną Partią Lewicy, która mimo radykalnych pomysłów godnych Janosika, nie zdobywa zwolenników. – Obywatele nie mają zaufania do populistów – twierdzi politolog Gerd Langguth. SPD świadomie balansuje na granicy populizmu, starając się wykorzystać rosnącą w czasach kryzysu niechęć społeczeństwa do menedżerów niemieckiego biznesu, którzy zawsze byli na celowniku, oskarżani o bogacenie się kosztem pracowników. Media donoszą z oburzeniem, że Hartmud Mehdorn, szef kolei państwowych, zwolniony niedawno za inwigilowanie pracowników, zażądał od swej firmy kilku milionów euro odprawy. Jeszcze większe zgorszenie wywołały informacje, że Klaus Zumwinkel, były szef Deutsche Post skazany za oszustwa podatkowe, dostał właśnie 20 mln euro odprawy emerytalnej. „Bild” wydrukował zdjęcia okazałego średniowiecznego zamku Zumwinkela, informując, że znajduje się tam wspaniały basen.
Tę atmosferę chce wykorzystać SPD. Nie wyszła jeszcze z zapaści, ale liczy, że po wrześniowych wyborach zdoła utrzymać obecną pozycję partnera koalicyjnego CDU/CSU. Partia Angeli Merkel, CDU, nie ma pomysłu, w jaki sposób przeciwstawić się populizmowi SPD. Uprawia ekwilibrystykę polityczną, by nie utracić liberalnego elektoratu. Bez większego powodzenia, bo - jak się okazuje - wielu wiernych CDU wyborców przenosi swe sympatie na praktycznie neoliberalną FDP.
FDP głosi nadal hasła niemal nieograniczonej wolności gospodarczej, obniżenia podatków, sprzeciwia się nacjonalizacji banków i naruszającej zasady wolnej konkurencji pomocy państwa dla wybranych branż gospodarki, na przykład przemysłu samochodowego, w postaci premii za złomowanie starych samochodów. Jednym słowem broni modelu gospodarki, który doprowadził do obecnego kryzysu.
– Dla wielu obywateli FDP jest partią kompetentną w sprawach gospodarczych i dlatego nabierają do niej zaufania – tłumaczy Gerd Langguth. Wspiera ją dzisiaj 16 procent obywateli. Sami liberałowie są zaskoczeni swoją rekordową popularnością. – Powstają jak Feniks z popiołów – konkluduje instytut badania opinii publicznej Allensbach.