O takich obawach liderów ugrupowania poinformował niezależny portal Karta - 97.
Problemy Białoruskiego Frontu Narodowego zaczęły się kilka tygodni temu, gdy stołeczny wydział komunalny zażądał opuszczenia pomieszczeń wynajmowanych przez opozycjonistów w centrum Mińska.
Powodem takiej decyzji urzędników miało być rzekome zadłużenie Białoruskiego Frontu Narodowego.
Lider ugrupowania Wincuk Wiaczorka twierdzi, że wszelkie długi zostały uregulowane, a władze na wszelkie sposoby próbują pozbawić partię siedziby. Na Białorusi ugrupowanie, które chce działać legalnie musi mieć swoje biura i tak zwany adres prawny. Jeśli BNF straci pomieszczenia może również zostać zdelegalizowany - uważa przewodniczący Frontu Lawon Borszczewski.
Kilka tygodni temu podobne kłopoty przeżywał ruch obywatelski „O Wolność", którym kieruje Aleksander Milinkiewicz. Z powodu rzekomych długów całe wyposażenie biura Milinkiewicza zajął komornik. Zdaniem niezależnych komentatorów - białoruskie władze znalazły nowy sposób na pozbycie się oponentów i zepchnięcie całej opozycji do „politycznego podziemia".