Obama, który wyruszył w podróż na Bliski Wschód, ma jutro wystąpić na Uniwersytecie Kairskim. Będzie to bez wątpienia jedno z najważniejszych przemówień jego prezydentury.
Prezydent powiedział przed odlotem w wywiadzie dla BBC, że Ameryka ma być wzorem dla społeczeństw muzułmańskich. – Bardzo niebezpieczne jest myślenie, że USA czy jakikolwiek inny kraj może po prostu narzucić swe wartości innemu państwu, o innej historii i innej kulturze – stwierdził Obama. – Stany Zjednoczone i świat Zachodu powinny nauczyć się lepiej rozumieć islam – dodał kilkanaście godzin później w wywiadzie, jakiego udzielił francuskiej stacji Canal Plus.
Jak zauważa dyrektor programu bliskowschodniego w waszyngtońskim Ośrodku Badań Strategicznych i Międzynarodowych Jon Alterman, trudno określić, do kogo będzie się zwracał Obama. – „Świat muzułmański” to określenie niezwykle szerokie i ogólnikowe. Jednak bez względu na to, kto ma być odbiorcą tych słów, prezydent będzie się zwracał do ludzi, którzy nie tylko mają poczucie, że USA ich skrzywdziły, ale też, że stali się niezasłużenie obiektem amerykańskich prześladowań – twierdzi.
Ten wizerunek Ameryki nie- łatwo będzie zmienić. Jak zauważają w opublikowanym w poniedziałek raporcie bliskowschodni eksperci Brookings Institution w Waszyngtonie, oba światy dzieli przepaść wynikająca m.in. z braku bliskich więzi gospodarczych i kulturowych.
Kraje muzułmańskie są co prawda odbiorcą niemal połowy amerykańskiej pomocy zagranicznej, ale zdecydowana większość tych środków trafia do Iraku oraz Afganistanu i ma charakter militarny. Także amerykańska wymiana gospodarcza ze światem muzułmańskim jest ograniczona – jej lwią część stanowi import ropy do USA. Niewielka jest też wymiana ludzi. Z ćwierć miliona Amerykanów, którzy w 2007 roku studiowali za granicą, tylko 2 proc. uczyło się w krajach muzułmańskich.