Chodzi o słowa szefa polskiej dyplomacji Radosława Sikorskiego, który w TVN 24 wypowiadając się na marginesie polsko-niemieckich sporów o wypędzonych powiedział: "Litwa uważa, że Polska okupowała Wilno przed wojną, a my tak nie uważamy". Szef MSZ Litwy Vygaudas Ušackas wystosował do Sikorskiego list, dołączając m.in. tekst przemówienia Józefa Piłsudskiego z kwietnia 1920 r., w którym jakoby nie kwestionował przynależności Wilna do Litwy.
Dziennik "Vilniaus Diena" opublikował w czwartek artykuł z polskim tytułem "Wilno nasze" i zdjęciem kombatantów AK w polskich mundurach, idących ulicami Wilna w pochodzie podczas tegorocznego Dnia Polonii. Gazeta ubolewa, że rzecznik polskiego MSZ Piotr Paszkowski długo nie odpowiadał na pytanie w sprawie wypowiedzi Sikorskiego, a w końcu nie przyznał racji Litwinom.
– W różnych krajach istnieją odrębne poglądy na wspólną historię, ale w żaden sposób nie przeszkadzają w utrzymywaniu przyjaznych, a nawet sojuszniczych stosunków. I to powiedziałem litewskiemu pismu – mówił "Rz" Piotr Paszkowski.
Litewscy politycy skorzystali z okazji, by zaatakować Polskę. Szczególnie ostro wypowiedział się szef Komisji Spraw Zagranicznych Sejmu, konserwatysta Audronius Ažubalis. "Gdy Litwin słyszy takie oświadczenia Polaka (...), czuje się tak samo jak Polak, który słyszy wyjaśnienia rosyjskich władz, że Katynia nie było" – powiedział. "Rz" mówił natomiast, że dla niego było zaskoczeniem, iż Polska nie chce przyznać, że okupowała Wilno. – Po tylu latach tak solidnego partnerstwa, tak dobrych stosunków między naszymi państwami, usłyszałem oświadczenie polskiego ministra negujące rzeczy oczywiste. Przecież w traktacie polsko-litewskim wszystko jest wyjaśnione – powiedział. I dodał, że "trzeba umieć czytać traktat".
Polscy dyplomaci wskazują, że jest inaczej. W preambule traktatu jest mowa o "możliwości odmiennego rozumienia wspólnej historii przez oba narody". Wiadomo, że strona litewska bezskutecznie nalegała na przyznanie przez Warszawę, iż zajęcie Wilna było agresją.