Zarówno Bruksela, jak i Waszyngton od miesięcy apelowały do Tirany, by wreszcie pokazała, że stać ją na zorganizowanie wolnych i uczciwych wyborów. – To najważniejsza próba dla albańskiej demokracji od 1991 roku – mówili komentatorzy.
Albańskie wybory mają pokazać, czy najbiedniejszy kraj Europy, który zaledwie trzy miesiące temu wstąpił do NATO, zasługuje na członkostwo w Unii. – Od tych wyborów będzie zależała nasza przyszłość – mówił przed niedzielnym głosowaniem prezydent Albanii Bamir Topi.
Albańczycy mają co udowadniać. – Wszystkie poprzednie wybory nie spełniały międzynarodowych standardów – ocenił ambasador USA w Tiranie John Withers. Tym razem podczas ostatnich dwóch miesięcy kampanii wyborczej zamordowano trzy osoby, w tym dwóch polityków. 18 czerwca w zamachu zginął deputowany chrześcijańskich demokratów Aleksander Keka. W maju zamordowano deputowanego socjalistów Fatmira Xhindiego.
Polityczna wojna toczy się między konserwatywną Partią Demokratyczną premiera Saliego Berishy a socjalistami burmistrza Tirany Ediego Ramy. Obie partie do ostatniej chwili szły łeb w łeb w sondażach. Obie apelowały do wyborców o spokój i porządek. Obie obiecywały też członkostwo w UE.