Francuscy dyplomaci byli w sobotę kompletnie zaskoczeni pojawieniem się Clotilde Reiss przed sądem. – Dowiedzieliśmy się o tym rano z telewizji. W ogóle nas o niczym nie poinformowano – mówił pracownik ambasady w Teheranie, zastrzegając sobie anonimowość.
24-letnia Francuzka pojawiła się w sądzie ubrana w dżinsy i ciemny płaszcz; na głowie miała islamską chustę. Usiadła na ławie oskarżonych obok dziesięciu innych uczestników czerwcowych manifestacji przeciwko rządom Mahmuda Ahmadineżada. – Proszę o przebaczenie państwo, lud i trybunał Iranu. Mam nadzieję, że zostanę ułaskawiona – mówiła, cytowana przez irańskie agencje.
Jeżeli sąd nie okaże łaski, grozi jej do pięciu lat więzienia. Tak jak Nazak Afshar – obywatelce Francji, pracownicy francuskiej ambasady, która również stanęła przed sądem. Zdaniem jej syna z powodu irańskiego pochodzenia matce grozi kara śmierci.
Znająca biegle perski Clotilde Reiss przebywała w Iranie od pięciu miesięcy. Prowadziła lektorat z francuskiego na uniwersytecie w Isfahanie. Według jej ojca Clotilde jest zafascynowana perską kulturą, natomiast zupełnie niezainteresowana polityką.
1 lipca młoda kobieta została aresztowana i oskarżona o szpiegostwo: robiła telefonem komórkowym zdjęcia demonstracji i wysyłała je swojemu przyjacielowi Francuzowi przebywającemu w Teheranie.