W tym zamieszkanym przez węgierską mniejszość mieście prezydent miał odsłonić pomnik patrona i pierwszego króla Węgier – świętego Stefana, czemu sprzeciwiali się Słowacy. Podczas przekraczania granicy, która prowadzi przez środek mostu nad Dunajem, Solyom został zatrzymany i wezwany przez szefa Komendy Głównej Słowackiej Policji Jana Packę do zawrócenia. Wjazd na teren Słowacji zatarasowały samochody policyjne. Prezydenta poinformowano, że zgodnie z wcześniejszą notą dyplomatyczną przekazaną węgierskiemu ambasadorowi jest „w Słowacji osobą niepożądaną” i nie powinien przekraczać jej granic.
W tej sytuacji kolumna prezydencka wycofała się na terytorium Węgier. Sam Solyom wyszedł z auta i na środku mostu powitał delegację 600-tysięcznej mniejszości węgierskiej, która wyszła mu na spotkanie, tłumacząc, że jest zmuszony zrezygnować z wizyty.
–Komarno nie należy do Węgier. Należy do Słowacji i leży na terytorium Słowacji – ostrzegał wcześniej na nadzwyczajnej konferencji prasowej premier Robert Fico. Premier powiedział, że „jeśli prezydent się uprze, to Słowacja będzie musiała go wpuścić, choć efektem takiego postępowania może być zerwanie stosunków dyplomatycznych z Węgrami”.
Kilka dni temu prezydent Słowacji Ivan Gaszparovicz, premier Fico i przewodniczący parlamentu Pavol Paszka napisali w otwartym liście do Solyoma, że jego wizyta „będzie oznaczała świadomą prowokację” i że nie życzą sobie odsłaniania węgierskich pomników w ich kraju.
– To gest niegodny głowy państwa. Nawet podczas prywatnej wizyty prezydent powinien spotkać się z władzami kraju, do którego przyjeżdża. A Węgrzy, którzy odsłaniają pomnik w Komarnie, są przede wszystkim obywatelami Słowacji. Dlaczego ja nie zostałem zaproszony na tę uroczystość? – oburzał się słowacki prezydent Gaszparovicz.