Do tajemniczego porwania „Arctic Sea” doszło w lipcu. Statek płynął do Finlandii, skąd miał zabrać transport drewna do Algierii. Jego zniknięcie wywołało falę spekulacji w europejskich mediach – domyślano się, że na pokładzie był transport narkotyków albo że uprowadzenie to efekt walki między konkurującymi ze sobą przewoźnikami. Moskwa poinformowała w końcu, że rosyjska marynarka odnalazła statek na Atlantyku, a ośmiu porywaczy uwięziono i oskarżono o piractwo.
Zachodnie media podały jednak w wątpliwość oficjalną wersję wydarzeń. Podejrzenie wzbudził m.in. fakt, że zarówno „piraci”, jak i członkowie załogi byli przez wiele dni przesłuchiwani w kompletnej izolacji – nie dopuszczono nawet do kontaktów marynarzy z ich rodzinami.
W wywiadzie dla tygodnika „Time” admirał Tarmo Kouts, były szef armii estońskiej i ekspert UE ds. piractwa, wyraził opinię, że „Arctic Sea” transportował broń do jednego z państw Bliskiego Wschodu. „Jest wersja, że na pokładzie były rakiety, i nie można wytłumaczyć całej tej sytuacji w inny sposób” – stwierdził. Według niego statek został najprawdopodobniej przechwycony nie przez piratów, ale przez agentów izraelskich służb specjalnych.
[wyimek]8 porywaczy zatrzymano i oskarżono o piractwo. Nie wiadomo, czy mogą liczyć na jawność rozprawy[/wyimek]
Ta wersja wydarzeń jest też najbardziej prawdopodobna w opinii rosyjskich ekspertów ds. piractwa i terroryzmu. – Gołym okiem widać, że to nie było zwyczajne piractwo – powiedział Michaił Wojtenko, wydawca morskiego czasopisma „Sowfracht”. – To się stało na najbardziej kontrolowanych wodach świata. Nie można zwyczajnie ukryć statku na kilka tygodni bez zaangażowania w to jakiegoś rządu – dodał.