Jest rok 1936. Niemcy przygotowują igrzyska olimpijskie, pragnąc pokazać światu swą potęgę oraz wyższość rasy germańskiej. Amerykanie grożą jednak od dawna bojkotem igrzysk, jeżeli z niemieckiej ekipy wykluczeni zostaną sportowcy pochodzenia żydowskiego. Na przykład słynna Gretel Bergmann.
Młoda dziewczyna ma doskonałe wyniki, jest mistrzynią Niemiec i ma szansę na olimpijskie złoto. Ale jest Żydówką i jej sukces na oczach Hitlera grozi kompromitacją teorii o wyższości najbardziej uzdolnionych, twórczych i biologicznie rozwiniętych Aryjczyków. Jest więc oczywiste, że na najwyższym podium stanąć musi czysta rasowo Niemka.
Żadna nie dorównuje jednak Gretel Bergmann. Naziści znajdują więc następujące rozwiązanie: sprowadzają 17-letniego skoczka, przebierają go za dziewczynę i nadają mu imię Dora. W rzeczywistości jest to Horst Ratjen.
Na tej prawdziwej historii oparta jest fabuła filmu „Berlin 36” Kaspara Heidelbacha. – Mieszkaliśmy na zgrupowaniu w jednym pokoju i do głowy mi nie przyszło, że Dora nie jest dziewczyną. Wszystkich zastanawiało, że nigdy całkowicie się w szatni nie rozbierała i miała swoją łazienkę. Sądziłyśmy jednak, że jest wyjątkowo nieśmiała – mówi „Spieglowi” 95-letnia Gretel Bergmann.
Mieszka od dziesięcioleci w Nowym Jorku. Opuściła Niemcy po olimpiadzie, znienawidziła wówczas swoją ojczyznę i wszystko co niemieckie. W igrzyskach i tak nie wzięła udziału, gdyż kilka dni przed ich rozpoczęciem została wykluczona z ekipy. Stało się to następnego dnia po tym, jak do Berlina dotarła wiadomość, że cała amerykańska ekipa wsiadła na statek do Niemiec. Oznaczało to, że bojkotu nie będzie.