Frekwencja w wyborach do władz kościelnych jest niska: przed czterema laty temu do urn się udało jedynie 12 procent uprawnionych. Coraz częściej pojawiają się propozycje, by zmienić system wyborczy, eliminując zeń przedstawicieli partii i umożliwiając wybór osób zaangażowanych w działalność Kościoła i niezwiązanych z polityką.
„Rezygnuję z głosowania. Jestem nadal członkiem szwedzkiego Kościoła, ale uważam, że te wybory to przygnębiające zjawisko” – wyznał na łamach niedzielnego wydania dziennika „Svenska Dagbladet” znany publicysta i komentator Anders Linder, który twierdzi, że kierowanie się kryteriami politycznymi przy wyborze na stanowiska we wspólnotach religijnych to absurd. Wierni w położonej na obrzeżach Sztokholmu gminie Saltsjöbaden postanowili pierwsi zrezygnować z obecności na listach wyborczych wszystkich osób czynnych politycznie, z wyjątkiem zielonych.
Do głosowania w wyborach uprawnione są osoby, które ukończyły 16. rok życia. Wybierają władze Kościoła na szczeblu krajowym, regionalnym i parafialnym – na tym ostatnim podejmowane są decyzje o budżecie wspólnoty, w tym o wysokości środków przeznaczanych na pomoc społeczną oraz pracę z dziećmi i młodzieżą.
W wyborach na szczeblu ogólnokrajowym wyłaniany jest Kyrkomötet, „parlament” szwedzkiego Kościoła liczący 251 posłów. W obecnym „parlamencie” wybranym w 2005 r. dominują socjaldemokraci (71 mandatów), 45 mandatów mają umiarkowani, resztę – tzw. centryści, chadecy oraz siedmiu członków ugrupowania Frimodig kyrka (Odważny Kościół).
To ostatnie środowisko opowiada się najbardziej zdecydowanie przeciw obecności we władzach Kościoła frakcji politycznych. „Nasz Kościół, podobnie jak inne gminy wyznaniowe, powinien być wolny od ingerencji partii” – stwierdza manifest Odważnego Kościoła. Środowisko to jako jedyne występuje również przeciw próbom zredefiniowania pojęcia małżeństwa, które mogą umożliwić Kościołowi szwedzkiemu legalizowanie związków małżeńskich par tej samej płci. Decyzję w tej sprawie ma podjąć Kyrkomötet nowej kadencji.