- Przywykliśmy chlubić się liczbą naszych stref czasowych, bo wydawało nam się to wyrazistą ilustracją wielkości naszej ojczyzny. Ale czy kiedykolwiek zastanawialiśmy się, na ile ten podział pozwala na efektywne zarządzanie? Czy nie prowadzi do stosowania zbyt kosztownych technologii? - pytał prezydent Rosji podczas niedawnego orędzia do narodu. Wywołał tym w swoim kraju wielką debatę.
[srodtytul]10 godzin różnicy [/srodtytul]
Politycy z rosyjskiego Dalekiego Wschodu nie kryją, że pomysł im się podoba i chętnie „przybliżą się” do Moskwy. Tłumaczą, że gdy np. na Kamczatce ludzie wracają z pracy do domu, Moskwianie dopiero piją poranną kawę. - I jak tu pracować? - pytają. Przekonują, że zmniejszenie stref wyjdzie gospodarce na dobre.
Mniej entuzjazmu wykazują ludzie nauki. – Jestem zdziwiony, bo dotychczas ten temat nie istniał, ani w środowiskach naukowych, ani eksperckich. Nie było poważnej rozmowy na ten temat - mówił dziekan fakultetu geografii MGU (Moskiewskiego Uniwersytetu Państwowego) Nikołaj Kasimow. - Jeśli nie ma takiej konieczności, to nic zmieniać nie należy. Zbadajmy najpierw, jak to wpłynie na zdrowie ludzi, zużycie energii elektrycznej - wtórował mu profesor katedry geografii gospodarczej i społecznej Wiaczesław Baburin.
Rosja rozciąga się w 11 strefach czasowych, a różnica między najbardziej wysuniętym na zachód Kaliningradem i najbardziej wschodnim rosyjskim miastem Anadyr na Półwyspie Czukockim wynosi 10 godzin. Podział na strefy z zasady pokrywa się z granicami administracyjnymi podmiotów Federacji Rosyjskiej, ale dwa z nich - Jakucja i Obwód Sachaliński - leżą jednocześnie w kilku strefach. Taki podział wprowadzili w 1918 roku bolszewicy, w celu „ustalenia jednorodnego z całym cywilzowanym światem pomiaru czasu w ciągu doby".