Kandydatów nie brakuje, a niemieckie media pełne są spekulacji. Sądząc po komentarzach prasowych, największe szanse na schedę po Horście Köhlerze ma Wolfgang Schäuble, obecny minister finansów. Polityk powszechnie szanowany za umiar w formułowaniu poglądów, zaprawiony w rozgrywkach partyjnych, następca Helmuta Kohla na stanowisku szefa CDU, które musiał przekazać Angeli Merkel, gdy wyszło na jaw, że uczestniczył w procederze nielegalnego finansowania partii. Mógł zostać prezydentem już w 2004 r., ale wtedy sprzeciw wobec sugestii Angeli Merkel zgłosiła FDP.
Podobnie jak w czasie dwu ostatnich elekcji prezydenta RFN, także obecnie większość w Zgromadzeniu Konstytucyjnym mają CDU/CSU oraz FPD. Jest to organ złożony z członków dwu izb parlamentu oraz delegatów parlamentów landowych. Wyboru nowego prezydenta dokona 30 czerwca. Na czołowym miejscu krótkiej listy kandydatów znajduje się także Roland Koch (CDU), premier Hesji, który dopiero co zapowiedział, że za kilka miesięcy wycofa się z polityki.
Jest znany z konserwatywnych poglądów, co może wzbudzić opór FDP. Nie brak także opinii, że nadszedł czas, aby najwyższe stanowisko w państwie powierzyć kobiecie. Mowa jest o Ursuli von der Leyen (CDU), charyzmatycznej minister pracy, a wcześniej szefowej resortu opieki społecznej.
Słynie ze zdolności organizacyjnych, nie ma jednak talentu oratorskiego, którego oczekuje się od prezydenta. Pod tym względem bije ją na głowę Gesine Schwan, była pełnomocniczka rządu ds. relacji z Polską. Była dwukrotnie kandydatką SPD na prezydenta i cieszy się ogromnym uznaniem społecznym. Nie wywodzi się wprawdzie z obozu chadecji, ale ma w nim zwolenników.
W gronie kandydatów wymienia się także byłego premiera Bawarii Edmunda Stoibera, Norberta Lammerta, przewodniczącego Bundestagu, czy nawet Margot Kässmann, byłą przewodniczącą Kościoła ewangelickiego. Popularności przysporzyła jej rezygnacja ze stanowiska, gdy wyszło na jaw, że prowadziła samochód pod wpływem alkoholu.