Wśród zwolnionych z aresztu jest ośmioro Polaków. Wszystkim postawiono zarzuty bezprawnego wdarcia się na teren elektrowni i złamania prawa o ochronie obiektów strzeżonych. Prokurator zażądał dla nich kar grzywny i wyroków z zawieszeniem. Jedyny wyjątek stanowił 37-letni etatowy pracownik Greenpeace, który przyznał, że brał już udział w podobnych akcjach protestacyjnych w Europie i był skazany na karę grzywny. Prokurator uznał, że tym razem powinien zostać skazany na krótkotrwałe pozbawienie wolności.
Władze zatrzymały tylko połowę z 58-osobowej grupy aktywistów, którzy wdarli się na teren elektrowni. Działacze z Danii, Wielkiej Brytanii, Francji i Polski chcieli zaprotestować przeciw decyzji parlamentu o modernizacji elektrowni atomowych. Aby dostać się na teren elektrowni, posłużyli się drabiną z wypożyczonego uprzednio wozu strażackiego.
Rzecznik Greenpeace Ludwig Tillman podkreślił, że akcja miała charakter pokojowy. Podczas rozprawy adwokat Jan Palmgren, którzy domagał się uniewinnienia oskarżonych, odwoływał się do wyroków, jakie zapadły po wcześniejszych akcjach protestacyjnych na terenie szwedzkich elektrowni atomowych Ringhals i Barsebäck: sądy orzekły wówczas o znikomej szkodliwości społecznej czynów. Sąd podzielił te argumenty. Jednak radykalne działania ekologów i łatwość, z jaką pokonali przeszkody, spowodowały, że w Szwecji rozpoczęła się debata nad stanem zabezpieczeń elektrowni jądrowych.
[i]Korespondencja ze Sztokholmu [/i]