Julian Assange zapowiedział publikację drugiej partii z ponad 90 tys. tajnych dokumentów, jakie zarządzany przez niego portal Wikileaks otrzymał od anonimowego pracownika armii USA. Opublikowanie 25 lipca pierwszej części wywołało prawdziwą burzę. Dokumenty zawierały bowiem nie tylko wojskowe tajemnice, ale także nazwiska Afgańczyków pomagających amerykańskiej armii.
– Publikacja kolejnych dokumentów będzie szczytem nieodpowiedzialności i narazi życie wielu ludzi – ostrzegł rzecznik Pentagonu Geoff Morell.
[srodtytul]Krytyka z wielu stron[/srodtytul]
Wikileaks, który miał ułatwiać nagłaśnianie nadużyć rządów i wielkiego biznesu, krytykują też jego dotychczasowi obrońcy, w tym znane organizacje praw człowieka, które podzielają obawy Pentagonu. Są wśród nich Amnesty International, Open Society Institute, Afgańska Niezależna Komisja Praw Człowieka czy słynni Reporterzy bez Granic.
– Wikileaks nie jest tradycyjnym medium, ale powinna obowiązywać jakaś etyka. Naszym zdaniem każdy, kto publikuje takie dokumenty, musi je przeczytać, zrozumieć i uświadomić sobie konsekwencje ich ujawnienia. Wikileaks tego nie zrobił – wyjaśnia „Rz” Gilles Lordet z paryskiego biura organizacji. Assange pozostaje niewzruszony. Jego zdaniem wolność słowa jest celem nadrzędnym.