Węgierska prokuratura zakończyła właśnie postępowanie i ogłosiła, że ma dowody przeciwko czterem aresztowanym już prawicowym ekstremistom. Nie ujawniła jednak najważniejszego: czy oskarżeni mają powiązania z Gwardią Węgierską, paramilitarną organizacją związaną z nacjonalistyczną partią Jobbik, która w ostatnich wyborach zdobyła 17 proc. głosów i zaczęła odgrywać znaczącą rolę na tutejszej scenie politycznej.
– Kategorycznie potępiamy te morderstwa i zapewniamy, że Gwardia nie miała z tym nic wspólnego – mówi „Rz” poseł Jobbiku Márton Gyöngyösi. Gdyby jego zapewnienia okazały się nieprawdziwe, zaszkodziłoby to nie tylko Jobbikowi, ale również rządzącej centroprawicowej partii Fidesz oskarżanej przez media na Zachodzie o zbyt bliskie związki z nacjonalistami i realizowanie ich haseł wyborczych.
– Odpowiedź na pytanie, czy i kto stał za morderstwami, ma kluczowe znaczenie, ale z komunikatów prokuratury nic jednoznacznego nie wynika – mówi „Rz” Gabor Takacs, politolog z budapeszteńskiego Perspective Institute. – Niektórzy wskazują na Gwardię Węgierską, ale krążą też pogłoski, że zabójstw mogły dokonać służby specjalne na zlecenie ówczesnych lewicowych władz, by skompromitować prawicę przed wyborami.
[srodtytul]Zabijali z zemsty[/srodtytul]
Prokuratura wykazała na razie, że dwóch spośród czterech oskarżonych ekstremistów działało w przeszłości w neonazistowskiej organizacji Krew i Honor. Po zaopatrzeniu się w broń cała czwórka postanowiła atakować Romów w miejscach, gdzie dochodziło do konfliktów pomiędzy nimi i ludnością węgierską. Przeprowadzili w sumie dziewięć ataków, używając broni palnej oraz koktajli Mołotowa. Działali zawsze w ten sam sposób: podkradali się nocą do romskiego domu, podpalali go i strzelali do uciekających ludzi. Nie oszczędzali kobiet ani dzieci.