– Szedł tam, gdzie było dużo ludzi. Prawdopodobnie miał wspólników. Zamach był dobrze zaplanowany – mówił podczas wczorajszej konferencji prasowej prokurator Tomas Lindstrand. Zamachowiec, który w sobotę postawił na nogi całą Szwecję, miał na sobie pas z ładunkami wybuchowymi.
– Gdy jeden z ładunków wybuchł, mężczyzna zmierzał w kierunku zatłoczonego dworca kolejowego lub jednego z domów towarowych. Gdyby tam nastąpiła eksplozja, skutki byłyby tragiczne – dodał Lindstrand. Zginął tylko zamachowiec.
Według gazety „Expressen” chwilę wcześniej mężczyzna stał na rogu ulicy, w ręku trzymał tablicę reklamującą jeden z lokalnych fast foodów. Podobno z kimś rozmawiał. Trwają poszukiwania tej osoby. – Na pewno nie działał sam, gdyż takie osoby zazwyczaj z kimś współpracują. Był doskonale uzbrojony i widać, że długo przygotowywał akcję – mówi „Rz” Magnus Norell, ekspert ds. terroryzmu i Bliskiego Wschodu. – Z doświadczenia wiemy, że w takie zamachy na ogół zamieszanych jest więcej osób – wtóruje mu Sara Kvarnstrom ze szwedzkiej służby bezpieczeństwa SAPO.
Policja wpadła na trop terrorysty dzięki tablicy rejestracyjnej samochodu, który spłonął kilkanaście minut wcześniej w centrum Sztokholmu. Auto było wypełnione kanistrami z benzyną i należało do Tajmura Abdela Wahaba.
Mężczyzna mieszkał w miasteczku Tranas, na południu Szwecji. Urodził się na Bliskim Wschodzie, najprawdopodobniej w Iraku. Do Szwecji przyjechał w 1992 roku, gdy miał 11 lat. W 2001 roku wyjechał na studia do Wielkiej Brytanii. Studiował fizykoterapię sportową na uniwersytecie Bedfordshire w Luton. To miasto stało się sławne w 2005 roku po zamachach w Londynie. Tam spotykali się terroryści, którzy wysadzili się w powietrze w metrze i autobusie, zabijając 52 osoby.