To Litwa jest inicjatorem listu do unijnej komisarz sprawiedliwości Viviane Reding. W dokumencie, do którego dotarła „Rz“, znalazł się apel o karanie za „pochwalanie, negowanie lub trywializowanie zbrodni reżimów totalitarnych przeciw grupom ludzi z powodu ich statusu społecznego lub poglądów politycznych“. W liście nie pada słowo „komunizm“, ale sygnatariusze mają na myśli przestępstwa dokonywane na terenie ZSRR lub państw satelickich, gdzie ofiary były właśnie w ten sposób wskazywane, w odróżnieniu od nazizmu, gdzie ludzie ginęli ze względu na swe pochodzenie etniczne.
Zaprzeczanie zbrodniom nazistowskim jest już w Unii karane, choć nie wszystkie kraje mają szczegółowe przepisy w tej sprawie. Komisja Europejska ma przedstawić raport o wdrożeniu przepisów i właśnie ten moment Litwa i inni sygnatariusze listu uznali za dogodny do zgłoszenia kolejnej inicjatywy.
List podpisali szefowie MSZ Litwy, Łotwy, Bułgarii, Rumunii, Węgier, Czech. Nie ma podpisu Radosława Sikorskiego. – Inicjatorzy nie poinformowali polskiego MSZ. Na pewno będziemy w tej dyskusji, tak jak dotąd, obecni – powiedział „Rz“ Marcin Bosacki, rzecznik ministerstwa. Przypomniał, że zgodnie z Konstytucją RP Polska potępia obie formy totalitaryzmu. – Jeśli chodzi o nasz stosunek do konkretnych przepisów prawnych, to najpierw chcemy te propozycje poznać lub w ich powstaniu uczestniczyć – wyjaśnił.
Kary za zaprzeczanie zbrodniom nazistowskim zostały wprowadzone na szczeblu unijnym w 2007 r., w czasie przewodnictwa niemieckiego. Nie mówią wprost o nazizmie, ale o uznanych międzynarodowo aktach ludobójstwa, czyli w praktyce również o Szoah czy masakrze w Rwandzie. Już wtedy Estonia, Litwa, Słowenia, Węgry i Polska zaapelowały o dołączenie do tego zbrodni komunistycznych. Jednak większość krajów UE była temu przeciwna. Niemcy argumentowali, że nie chodzi o ocenę historii, lecz o walkę z zachowaniami rasistowskimi, które prowadzą do przemocy.