Szczupła twarz z wąsikiem spogląda na Syryjczyków z tysięcy plakatów rozwieszonych w każdym mieście i wiosce. – Prezydent to symbol jedności kraju – mówią Syryjczycy. Na osobności, oglądając się za siebie, wielu z nich jednak przyzna: to tyran.
Początkowo Baszir Asad nie wzbudzał lęku. Kiedy w 2000 roku, w wieku 35 lat, przejął władzę po śmierci ojca, eksperci się dziwili, że ktoś tak młody, niedoświadczony i mało charyzmatyczny został prezydentem. W rzeczywistości to nie on miał być następcę Hafeza Asada, który rządził żelazną ręką przez
30 lat. Szykowany na prezydenta jego najstarszy syn Basil zginął jednak w 1994 roku w wypadku samochodowym. Hafez uznał, że dla kraju najlepsza będzie ciągłość władzy, którą zagwarantuje ktoś z rodziny. Choć kilku generałów i aparatczyków ostrzyło sobie zęby na stanowisko prezydenta, uznali, że nie ma sensu bić się o stołek, skoro mogą zza kulis sterować młodym Baszirem.
– Sunnicką Syrią rządzi szyicka sekta alawitów. To oni sprawują najważniejsze funkcje w armii, służbach specjalnych rządzącej partii Baas i rozbudowanej socjalistycznej biurokracji. Asad był dla nich gwarancją utrzymania władzy – mówi „Rz" Mordechaj Kedar z Centrum Studiów Strategicznych Begina-Sadata w Tel Awiwie.
Ale jeśli trwające od dwóch tygodni w Syrii protesty zaczną stanowić zagrożenie dla reżimu, Asad może zostać złożony w ofierze. – Asad ma poparcie czterech najważniejszych klanów alawitów, którzy przez sunnitów są uznawani za najgorszy rodzaj niewiernych. Alawici wiedzą, że jeśli ich reżim upadnie, pójdą pod nóż. Dlatego będą walczyć do ostatniej kropli krwi. Ale niewykluczone, że wcześniej spróbują poświęcić prezydenta, gdyby to miało uspokoić ulicę – dodaje Kedar.