Podczas spotkania w wąskim gronie prokurator generalny Ryhor Wasilewicz ostrzegł dziennikarzy, by uważali na to, co mówią i piszą. Prezydent Aleksander Łukaszenko nakazał śledczym, by poszukali zleceniodawców zbrodni wśród komentujących ją opozycjonistów.
To, że wskazany przez prezydenta trop nie umknął uwadze śledczych, potwierdził wczoraj nadzorujący dochodzenie zastępca prokuratora generalnego Andrej Szwed. Oświadczył, że „każdy, kto dezinformuje społeczeństwo i szerzy wywołujące panikę pogłoski, zostanie wezwany na przesłuchanie".
„Szkołą nienawiści", która mogła wychować także „nikczemników, którzy przygotowali i zdetonowali śmiercionośną bombę", nazwał wczoraj opozycyjne portale dziennik „Sowietskaja Biełorussija". Organ administracji prezydenta przytoczył jako przykład komentarz szefa portalu Biełorusskij Partizan Pawła Szeremieta, który napisał, że opozycji tak dokręcono śrubę, iż nie byłby zdziwiony, gdyby znalazła się w jej gronie grupka frustratów zdolnych do przemocy.
Odpowiedzialnością za zamach Szeremiet obarczył Łukaszenkę, pisząc, że to „jego szalona polityka sprowokowała śmierć". „Bardzo możliwe, że Szeremiet pokazał adres, pod którym dojrzewali zabójcy – środowisko opozycji" – zinterpretowała jego słowa prezydencka gazeta.
– Oświadczenia prokuratury i rozpętana w państwowych mediach kampania szczucia przeciwko opozycji i niezależnych dziennikarzom nie ma nic wspólnego z ustalaniem przyczyn tragedii – mówi „Rz" prawnik i wiceprzewodniczący Białoruskiego Zrzeszenia Dziennikarzy (BAJ) Andrej Bastuniec.