59-letni Douglas Kmiec zrezygnował ze stanowiska ambasadora na Malcie po krytycznym raporcie, w którym zarzucono mu, że poświęca zbyt wiele czasu na pisanie artykułów o religii. Choć jeszcze niedawno zachęcał go do tego sam prezydent.
Kmiec ma polskie korzenie (do USA wyemigrowali jego dziadkowie) i jest zagorzałym katolikiem. Był m.in. doradcą ds. religii i wiary prezydentów Ronalda Reagana i George'a W. Busha, a także dziekanem Wydziału Prawa na Katolickim Uniwersytecie Ameryki. W 2008 r. wywołał w USA burzę, popierając kandydaturę Baracka Obamy na prezydenta. Uznał bowiem, że kandydat demokratów chce zakończyć podziały religijne, a sprawy wiary wyraźnie leżą mu na sercu.
Wielu republikanów oskarżyło dawnego kolegę o popieranie aborcji, a podczas jednej z mszy ksiądz odmówił mu komunii. Prezydent nagrodził go jednak w 2009 r. stanowiskiem ambasadora na Malcie – w jednym z najbardziej katolickich krajów świata. „Prezydent liczy, że Kmiec będzie kontynuował swoje wysiłki na rzecz dialogu międzywyznaniowego" – stwierdził rzecznik Białego Domu.
Szef placówki rzucił się w wir pracy, chcąc udowodnić, że można prowadzić dyplomację, opierając się na chrześcijańskich wartościach. Większość czasu poświęcał na pisanie artykułów o roli religii i wiary, które publikowała prasa na Malcie i w USA. Ale w centrali jego aktywność budziła coraz większe zniecierpliwienie. W końcu Departament Stanu nasłał na placówkę kontrolę. „Jego niekonwencjonalne podejście do obowiązków wywołało tarcia z przełożonymi w Waszyngtonie. Ambasador poświęcał znaczną część czasu na zewnętrzną działalność, a zbyt mało na realizację celów misji" – napisano w opublikowanym tydzień temu raporcie. Autorzy przyznają jednocześnie, że ambasador „jest szanowany i odniósł pewne sukcesy".
Kmiec natychmiast napisał list do prezydenta, w którym złożył dymisję. „Raport zarzuca mi poświęcanie zbyt wiele czasu na coś, co, jak wiem, jest dla ciebie niezwykle istotne – osobistą wiarę jednostki i wzajemny szacunek. Wątpię, aby można tym sprawom poświęcać zbyt wiele uwagi" – napisał. Jego zdaniem raport odzwierciedla „wąsko pojmowaną wizję amerykańskiej dyplomacji".