Wizyta, którą kardynał Jaime Ortega złożył w zeszłym tygodniu w Brukseli, otoczona była tajemnicą. Jak dowiedział się hiszpański dziennik „ABC", arcybiskupowi Hawany nie udało się wprawdzie spotkać z samą szefową unijnej dyplomacji Catherine Ashton, ale odbył rozmowę z sekretarzem generalnym Rady Europejskiej Pierre'em de Boissieu, jej zastępcą. Rozmówcy kardynała zauważyli, że nie wszystkie organizacje opozycyjne na wyspie cieszą się jego sympatią.
Celem dyskretnej misji przywódcy kubańskiego Kościoła było ponoć zbadanie możliwości zniesienia tak zwanego wspólnego stanowiska Unii Europejskiej wobec Kuby (obowiązującego od 1996 roku), które uzależnia normalizację stosunków z wyspą od postępów w przestrzeganiu praw człowieka przez władze w Hawanie. Pani Ashton została zobowiązana przez ministrów spraw zagranicznych UE do sporządzenia raportu na temat rozwoju sytuacji na wyspie z myślą o ewentualnej zmianie polityki Brukseli wobec reżimu.
Według źródeł, na które powołuje się ABC, stanowisko kardynała Ortegi jest zbieżne z tym, co forsuje w Unii socjalistyczny rząd Hiszpanii. Nalega on na docenienie zmian, jakie zaszły na Kubie po wycofaniu się w 2006 r. ze sceny politycznej Fidela Castro i przejęciu rządów przez jego brata. Oprócz zapowiedzi reform prorynkowych z zachowaniem dominującej roli państwa w gospodarce i obietnicy poluzowania polityki migracyjnej na plus Raulowi Castro można zapisać uwolnienie części więźniów politycznych. Na mocy wynegocjowanego przez kardynała Ortegę porozumienia ponad 50 Kubańczyków rzeczywiście odzyskało wolność, ale zostało zmuszonych do wyemigrowania na stałe do Hiszpanii.
Kardynał Ortega sugerował, że nie cała kubańska opozycja zasługuje na uznanie
Deportacja ludzi, których jedyną winą było to, że mieli inne poglądy niż rząd, zdaniem europejskich ekspertów nie jest argumentem przemawiającym za zmianą polityki Unii wobec Kuby. Podobnie uważa większość kubańskiej opozycji oburzona sposobem, w jaki reżim – we współpracy z Kościołem i Hiszpanią – pozbywał się dysydentów, dając im wybór między wygnaniem a spędzeniem w więzieniu kolejnych lat, jeśli nie reszty życia. Niektórzy spośród przymusowych emigran- tów domagają się zresztą prawa do powrotu. Tak jak 44-letni niezależny dziennikarz Juan Carlos Herrera Acosta, który wylądował w Madrycie w sierpniu 2010 roku po kilkunastu latach spędzonych w kubańskich więzieniach. W rozmowie z „Rz" Herrera apelował, by Polska przekonała Unię do utrzymania wspólnego stanowiska. – Castro nie wolno podawać tlenu – mówił. – Nadszedł czas, by cały świat się porozumiał i całkowicie odizolował reżim kubański. Politycznie i gospodarczo. W tej chwili nie możemy myśleć o interesach: ani politycznych, ani gospodarczych, chodzi o życie ludzi. Nic się nie zmieniło, dlatego tak ważne jest wspólne stanowisko – przekonywał nasz rozmówca.