Chrześcijanie pochodzą z Erytrei i Nigerii. W poszukiwaniu pracy dotarli do Libii, ale kiedy wybuchła tam rewolucja, razem z milionem innych uchodźców uciekli do Tunezji. Dziś z szefem polskiego MSZ i grupą polskich parlamentarzystów przylecą do Warszawy. Ma to być gest solidarności wobec Tunezji, ale przede wszystkim sygnał, że kraje zachodnie powinny zwracać większą uwagę na los chrześcijan.
- Wszyscy wiemy, że chrześcijanie są w krajach muzułmańskich celem brutalnych ataków. Chcemy dać przykład innym krajom, aby w pierwszej kolejności pomagały chrześcijanom, których sytuacja stale się pogarsza – powiedział szef MSZ Radosław Sikorski.
Matka z czwórką dzieci trafi do domu dla samotnych matek. Pozostali znajdą schronienie w ośrodku w Dębaku koło Warszawy. W ciągu miesiąca mają otrzymac status uchodźców. Polska może być dla nich bezpieczną przystanią, bo ekstremiści, wykorzystując chaos wywołany arabskimi rewolucjami, próbują pozbyć się chrześcijan z tego regionu.
- W Tunezji problem jest niewielki, bo i chrześcijan jest mało. Ale z tymi nielicznymi zawsze żyliśmy jak bracia. Niestety, są tacy, którzy próbują wykorzystać zamieszanie i napuszczać nas na siebie – mówi Mohamed bin Shmiha, który handluje zimnymi napojami w centrum Tunisu.
Wybuch arabskich rewolucji spowodował, że i tak zła sytuacja mniejszości religijnych jeszcze się pogorszyła. Rządzące do niedawna w regionie reżimy twardą ręką rozprawiały się z islamistami. Upadek dyktatorów i ich służb bezpieczeństwa stworzył próżnię, którą teraz próbują wykorzystać ekstremiści. W lutym, kilka tygodni po ucieczce tunezyjskiego prezydenta Ben Alego, w Tunisie zamordowany został polski ksiądz salezjanin Marek Rybczyński.