Korespondencja z Rzymu
W niedzielę podczas dorocznego zlotu Ligi Północnej w Pontidzie jej twórca i przywódca Umberto Bossi zagroził wyjściem z koalicji, jeśli premier Silvio Berlusconi i jego partia Lud Wolności nie spełnią kilku warunków. Takich jak obniżenie podatków, wyjście Włoch z koalicji bombardującej Libię, jak najszybsze zakończenie udziału włoskich sił w misjach w Afganistanie i Libanie oraz przeniesienie kilku ministerstw z Rzymu do Lombardii. Na rozdawanych ulotkach uściślono, jak długo Liga jest skłonna czekać na spełnienie poszczególnych punktów ultimatum: od tygodnia do 180 dni.
Bossi przemawiał do 80 tysięcy zwolenników, którzy z największym entuzjazmem zareagowali na sugestię, że Liga mogłaby pójść własną drogą. Wówczas jednak Bossi wyjaśnił, że nie może wywołać kryzysu rządowego, bo oznaczałoby to przejęcie władzy przez lewicę, za co Liga nie chce brać odpowiedzialności. Dodał, że jeśli dojdzie do wyborów, Liga może zakwestionować Berlusconiego jako lidera centroprawicy.
Oznacza to, że jutro, gdy parlament będzie głosował nad wotum zaufania dla rządu, Liga go poprze, ale potem premier nie może już liczyć na lojalność sojusznika. Centroprawica poniosła ostatnio dwie klęski. Najpierw w wyborach lokalnych utraciła na rzecz lewicy Mediolan, a tydzień temu w referendach Włosi odrzucili rządowy pomysł budowy elektrowni atomowych i prywatyzacji wodociągów.
Większość włoskich komentatorów politycznych uważa, że głosującym chodziło nie tyle o meritum referendalnych pytań, ile o zademonstrowanie niechęci do premiera, którego popularność dramatycznie spada. Wraz z Berlusconim klęskę poniosła koalicyjna Liga Północna. Bossi, odczytując nastroje swoich zwolenników, całą winą za te porażki obarczył premiera i dał do zrozumienia, że nie zamierza tonąć razem z Berlusconim. Jego pogróżki i krytykę zwolennicy Ligi przyjęli, skandując: „Secesja, secesja!", a Bossi odpowiedział: „Jeśli tego chcecie, bądźcie gotowi", by zakończyć tradycyjnym: „Niech żyje wolna Padania".