Vaclav Klaus, który przebywa z prywatną wizytą w Australii, miał udzielić wywiadu telewizji ABC. W parlamencie, bo tam stacja ma studio.
– Kiedy zobaczył bramki bezpieczeństwa, zatrzymał się i powiedział, że nie zamierza przez nie przechodzić. Tłumaczyłam, że każdy musi to zrobić. A on powtórzył, że nie przejdzie – relacjonowała producentka Michelle Ainsworth na portalu telewizji.
Strażnik był nieprzejednany. – Nie obchodzi mnie, kim on jest. Każdy musi przejść przez bramkę – skwitował. Klaus oświadczył wtedy, że idzie do hotelu i tam może udzielić wywiadu.
– Nawet nie powiedział: do widzenia – żaliła się Ainsworth. Australijskie media nie zostawiły na czeskim prezydencie suchej nitki. „Widocznie przechodzenie przez bramki razem z plebsem nie było w jego programie" – napisał portal ABC, drwiąc, że bramki wykryłyby może w jego kieszeni podarunki. To aluzja do kwietniowej wizyty w Chile, kiedy – podczas konferencji prasowej – prezydent przywłaszczył sobie długopis.
Klausa wzięli w obronę czescy politycy. – Jest absolutnie nie do pomyślenia kontrolowanie głowy państwa. To oznaka braku szacunku – mówił „Hospodarskim Novinom" rzecznik byłego prezydenta Vaclava Havla. Szef protokołu Kancelarii Prezydenta wtórował, że to rzecz bez precedensu. – Nawet dyplomaci nie przechodzą takich kontroli – mówił.