Takich nieruchomości są w Turcji setki. To cerkwie, synagogi, szkoły, bloki mieszkalne i domy jednorodzinne, fabryki, szpitale, sierocińce, a nawet kluby nocne i fontanny. Przed laty należały do Żydów, Greków, Ormian i Bułgarów. Na przykład w dawnym bułgarskim szpitalu w Stambule obecnie znajduje się redakcja jednej z tureckich gazet. Tylko Bułgarzy stracili w tureckich miastach 45 nieruchomości, w tym gmach seminarium duchownego.
Wszystko zaczęło się w roku 1936. Turcy nakazali wtedy, by mniejszości religijne ujawniły źródło swoich dochodów i zarejestrowały wszystkie aktywa.
40 lat później – w 1974 roku, gdy Turcja dokonała inwazji na Cypr – posunęli się jeszcze dalej. Niemuzułmańskie zrzeszenia religijne usłyszały, że nie wolno im nabywać ani przyjmować w ramach darowizny nowych nieruchomości ponad to, co zarejestrowały w 1936 roku. Większość żydów i chrześcijan straciła wtedy niemal cały, niezarejestrowany przed laty, majątek.
– Część nieruchomości władze przejmowały, gdy ich właściciele wyjechali z Turcji i budynki nie były używane. Odbyło się to niezupełnie zgodnie z prawem. Dlatego dobrze się stało, że rząd chce te nieruchomości zwrócić. Trzeba to było zrobić, bo przez dziesiątki lat konfiskata tych nieruchomości kładła się cieniem na relacjach między wspólnotami religijnymi w naszym kraju – mówi „Rz" Oktay Aksoy z tureckiego Instytutu Polityki Międzynarodowej.
Mniejszości religijne od lat walczyły w sądach o zwrot swojego mienia. Bezskutecznie. Pomógł dopiero wyrok Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu, który – w kilku podobnych sprawach – nakazał Turcji wypłatę odszkodowań. Na pewno otrzymają je teraz ci, których własność została już sprzedana. Jak zapowiedział rząd, otrzymają kwotę równą wartości rynkowej danego obiektu. Reszta otrzyma budynki z powrotem. Chętni mają rok na składanie wniosków.