Formalnie głosowano powtórnie nad jednym z artykułów ustawy o absolutorium budżetowym, bo we wtorek rząd poniósł kompromitującą porażkę z powodu nieobecności wielu posłów. W co najmniej kilku przypadkach deputowanymi rządowej koalicji kierowały motywy polityczne – chęć zaznaczenia dystansu wobec rządu. Dlatego Berlusconi połączył piątkowe głosowanie z wotum zaufania, a opozycja liczyła, że dzięki głosom zbuntowanych uda się jej obalić premiera.
Rząd głosowanie wygrał większością głosów 316 do 301, co jednak nawet według wspierających Berlusconiego komentatorów jedynie odwleka w czasie nieuchronną dymisję premiera – może jeszcze w tym roku. Okoliczności towarzyszące głosowaniu ukazały dramatyzm sytuacji, w której od kilku miesięcy znajduje się Berlusconi i jego rząd. Wynik był tak niepewny, że jeden z posłów partii premiera Lud Wolności, który połamał nogi, został przywieziony na głosowanie do Rzymu helikopterem.
Do ostatniej chwili premier przekonywał zbuntowanych we własnych szeregach, by poparli rząd, co jeszcze kilka miesięcy temu było nie do pomyślenia. Przed gmachem Izby Deputowanych zebrało się kilka tysięcy demonstrantów skandujących: „Dymisja, dymisja!".
Berlusconi politycznie słabnie w oczach. Ministrowie protestują przeciwko drakońskim cięciom w resortach. Partia Lud Wolności podzieliła się na zwalczające się frakcje. Koalicyjna Liga Północna z nieprzewidywalnym Umberto Bossim rozpycha się łokciami, żądając coraz dalej idących ustępstw i przywilejów. Berlusconi stał się zakładnikiem sprzecznych interesów i politycznego szantażu we własnym obozie.
W tej sytuacji trudno się dziwić, że ustawę oszczędnościową, której domagały się Unia Europejska i Europejski Bank Centralny, zmieniano aż cztery razy. Co gorsza, praktycznie sprowadza się ona wyłącznie do drastycznych cięć budżetowych i do podwyżki podatków. Na głębsze zmiany strukturalne, poprawę ściągalności podatków, likwidację przywilejów kasty polityczno-biznesowej zabrakło Berlusconiemu siły i odwagi. Kraj przypomina statek dryfujący po wzburzonym morzu.