Przyjmuje pan wybór? – zapytał przewodniczący Bundestagu Joachima Gaucka po wczorajszym głosowaniu w Zgromadzeniu Federalnym. Z 1232 elektorów za 72-letnim pastorem z byłego NRD opowiedziało się 991 osób. – Tak – odpowiedział Gauck. W tej sekundzie przestał być zwykłym obywatelem i stał się prezydentem RFN.
Dzisiaj rozpoczyna urzędowanie na zamku Bellevue. Opuści swe mieszkanie w berlińskiej dzielnicy Schöneberg (chociaż swej fryzjerce w tym miejscu obiecał, że będzie „wpadał") i przeniesie się do rezydencji prezydenta. Zamieszka tam ze swą przyjaciółką Danielą Schadt. To ona, 52-letnia dziennikarka z Augsburga, pełnić będzie obowiązki pierwszej damy RFN. Joachim Gauck jest jednak nadal formalnie żonaty, ale z żoną od lat nie utrzymuje kontaktów.
Podobnie jak jego odchodzący w niesławie poprzednik Joachim Gauck zawdzięcza swe stanowisko Angeli Merkel. Bez jej zgody, jako szefowej największej partii politycznej, nie miałby szans. Pani kanclerz nie kryła, że ma obiekcje co do Gaucka. Ustąpiła jednak pod naporem partnera koalicyjnego, FDP. Jako że Gauck już dwa lata temu był kandydatem SPD i Zielonych, miał obecnie przeciwko sobie jedynie zwolenników postkomunistycznego ugrupowania Lewica. To oni nigdy mu nie wybaczyli, że jako pierwszy szef Urzędu ds. Akt Stasi, odpowiednika polskiego IPN, był zdecydowanym przeciwnikiem grubej kreski i konsekwentnie tropił byłych agentów Stasi.
„Angela Merkel zdaje sobie doskonale sprawę, jak niewygodnym partnerem będzie Gauck w roli szefa państwa" – pisał niedawno „Der Spiegel". Wystarczy, że zacznie krytykować CDU, gdy ta zdystansuje się zbytnio od społeczeństwa, liberałów z FDP, gdy powrócą do swej koncepcji prymatu rynku nad sprawami socjalnymi, czy SPD i Zielonych, gdy przesadzą z krytyką rynków finansowych.
Prezydent RFN nie ma w zasadzie nic do powiedzenia w sprawach bieżącej polityki i jego rola ogranicza się w zasadzie do reprezentacji państwa. Dysponuje jednak potężną bronią, jaką są przemówienia. W tej dziedzinie Gauck jest niezrównany, i to od kiedy porywał swymi kazaniami wiernych w jednej z dzielnic Rostocku, gdzie w czasach NRD był proboszczem.