– Jego liberalne reformy w partii się nie spodobały, więc próbuje pokazać, że jest tradycyjnym konserwatystą. Coraz częściej zaczyna więc mówić o Bogu – tłumaczy „Rz" dr David Pettitt z Kingston University w Londynie.
Polityka bez wiary
Brytyjscy politycy zazwyczaj unikają jednoznacznych deklaracji na temat wiary. Laburzystowski premier Tony Blair w 2005 roku przestrzegał, by religia nie odgrywała w brytyjskiej polityce takiej roli jak w USA. A jego doradca Alastair Campbell podsumował stosunek premiera do religii słynnym stwierdzeniem: „nie zajmujemy się Bogiem". Dopiero kiedy Blair odszedł ze stanowiska, okazało się, że jest głęboko wierzący. Przeszedł na katolicyzm i zaczął publicznie mówić, że religia jest w polityce niezbędna. Mimo to większość europejskich przywódców pozostaje niezwykle powściągliwa w wyrażaniu swoich poglądów religijnych. Zdarza się to rzadko nawet w krajach, które podobnie jak Wielka Brytania mają państwowe kościoły: w Danii, Grecji czy na Malcie.
– Wielka Brytania pozostaje krajem chrześcijańskim, ale społeczeństwo staje się coraz bardziej zróżnicowane etnicznie i wyznaniowo. Dlatego politycy, jeśli nie są do tego zmuszeni, wolą się nie narażać na utratę poparcia, afiszując się ze swoimi przekonaniami. Słowa Camerona nie zmienią tego, że religia w brytyjskiej polityce nie będzie odgrywać takiej roli jak w USA, gdzie każdy polityk musi się wykazywać pobożnością, jeśli chce odnieść sukces – mówi dr Pettitt.
Zirytowani Amerykanie
Dlatego w Ameryce, inaczej niż w Europie, nikogo nie dziwi widok polityka, który publicznie modli się w głębokim skupieniu. Ale jak wynika z najnowszego badania Pew Research Centre, Amerykanie zaczynają być coraz bardziej zniecierpliwieni ostentacyjnym manifestowaniem pobożności.
40 procent Amerykanów uważa, że politycy za dużo mówią o religii. Jeszcze nigdy w historii ten odsetek nie był tak wysoki.
– W Ameryce polityka i religia zawsze się przenikały. Politycy muszą jednoznacznie opowiadać się w sprawach dotyczących sumienia. Stało się to jednak jeszcze bardziej widoczne po zamachach z 11 września. Dlatego część społeczeństwa zaczyna reagować irytacją – mówi „Rz" Stephen Schneck z Catholic University of America.