Aż 1500 dziennikarzy przyjechało relacjonować rozpoczęty wczoraj w Oslo proces Andersa Breivika, który w lecie zeszłego roku dokonał największej masakry w Norwegii od czasu drugiej wojny światowej. Zamachowiec przyznał się do podłożenia przed siedzibą premiera bomby, która zabiła osiem osób, i do zastrzelenia kolejnych 69 na wyspie Utoya, gdzie odbywał się zjazd młodzieżówki rządzącej Partii Pracy. Twierdzi jednak, że działał w obronie własnej, by powstrzymać polityków, którzy prowadzą politykę wielokulturowości i oddają kraj w ręce muzułmanów.
Już na początku procesu potwierdziły się obawy, że Breivik, korzystając z zainteresowania mediów, spróbuje urządzić w sądzie propagandowy show. 33 -letni ekstremista, ubrany w elegancki garnitur, wszedł z uśmiechem na salę sadową, a kiedy mu zdjęto kajdanki, przyłożył zaciśniętą pięść do serca, a potem wyciągnął ramię w geście symbolizującym walkę.
Kiedy prokurator przez dwie godziny szczegółowo opisywał, jak zginęła każda z 77 ofiar, Breivik słuchał z kamienną twarzą. Wzruszył się jedynie, oglądając własny film propagandowy ostrzegający przed inwazją islamu, który zamieścił w Internecie przed masakrą.
Obrońca Breivika Geir Lippestad ostrzegł tuż przed procesem, że oskarżony nie tylko nie czuje się winny, ale żałuje, że zabił tak mało ludzi. We wtorek Breivik ma przeczytać swoje oświadczenie, a potem przez kilka dni będzie zeznawać. Proces potrwa około dziesięciu tygodni.
– Wysłuchiwanie, dlaczego to zrobił i jak to zrobił, to będzie dziesięć tygodni piekła – mówił Trond Henry Blattmann, który stracił na wyspie Utoya syna.