Płacimy za wszystko w Europie i dlatego możemy także zapłacić niemieckim pracownikom przymusowym – z taką propozycją wystąpił premier Bawarii Horst Seehofer (CSU) na spotkaniu Niemców sudeckich w Norymberdze. Zapewnił, że swe żądanie przedstawi na najbliższym posiedzeniu szefów partii tworzących rząd Angeli Merkel i liczy na pełne zrozumienie. Premier Bawarii nie zamierza kierować żądań odszkodowawczych pod adresem krajów, w których Niemcy po wojnie zmuszeni zostali do świadczenia pracy.
Dał wyraźnie do zrozumienia, że domagać się będzie przeznaczenia na ten cel pieniędzy niemieckich podatników. Suma nie jest mała. Jak obliczyła Erika Steinbach, szefowa Związku Wypędzonych (BdV), żyje jeszcze co najmniej 40 tys. Niemców, którzy zmuszani byli po wojnie do pracy w Polsce, Rosji, Czechosłowacji i Rumunii. – Powinni otrzymać sumy adekwatne do tych, jakie wypłacono innym pracownikom przymusowym – twierdzi pani Steinbach. I domaga się 5 tys. euro dla każdej z ofiar pracy przymusowej.
Cała operacja miałaby więc kosztować niemiecki budżet 200 mln euro. Jednak polskie ofiary pracy przymusowej i niewolniczej w III Rzeszy otrzymały 1 tys. euro w przypadku pracy w rolnictwie oraz 2 tys. euro w przemyśle. W dodatku prawo do świadczeń z niemieckiej fundacji Pamięć, Odpowiedzialność i Przyszłość mieli wyłącznie Polacy, których wywieziono na roboty. Zmuszani do pracy na terenie Polski, nie otrzymali ani grosza.
– Żądania odszkodowawcze dla niemieckich pracowników przymusowych są wyrazem oburzającej relatywizacji wydarzeń historycznych – mówi „Rz" prof. Wolfgang Wippermann. Jego zdaniem nie można porównywać ofiar pracy przymusowej w czasach nazistowskich z losem Niemców po wojnie. Niemcy jako naród nie byli przedmiotem zbrodniczych prześladowań, co było udziałem wielu innych narodów europejskich w czasach III Rzeszy. Nie znaczy to jednak, że poszczególne osoby nie były narażone na podobne cierpienia w czasach nazistowskich, jak i później. Niemieckie władze odrzucały nie raz żądania odszkodowań zgłaszane w imieniu obywateli niemieckich. Wspierały je jednak partie chadeckie CDU/CSU oraz liberalna FDP w czasie, gdy były w opozycji.
– Nie sądzę, aby kanclerz Merkel była w dobie kryzysu skłonna przyjąć propozycję Horsta Seehofera i środowisk wypędzonych – tłumaczy „Rz" prof. Hans-Hennig Hahn, zajmujący się relacjami czesko- niemieckimi. W jego opinii premier Bawarii uprawia przy pomocy takich postulatów czysty populizm z myślą o elektoracie w kręgach Niemców sudeckich.