Nagrania kierowców, którzy filmowali funkcjonariuszy drogówki (DAI), były pomocne w wykrywaniu afer korupcyjnych wśród milicjantów. Z pracą żegnali się także ci, którzy grozili kierowcom. W Charkowie z milicji odszedł kapitan, który wymachiwał przed kierowcą kijem bejsbolowym. Z pracy został też wyrzucony milicjant, który nie chciał rozmawiać z kierowcą w języku ukraińskim, mówiąc, że „nie rozumie tej cielęcej mowy".
Na Ukrainie powstał nawet portal AntyDAI, gdzie były zamieszczane nagrania i opowieści tych, którzy mieli z milicją kłopoty. Ale to ma się skończyć. Milicja ostrzega, że za filmowanie funkcjonariusza bez jego zgody można będzie trafić na 15 dni do aresztu. – Wideo może być prowokacją i próbą wywierania wpływu na funkcjonariuszy – uzasadniał zastępca szefa DAI Wołodymyr Reznikow.
Inne zdanie w tej sprawie mają prawnicy. Tłumaczą, że filmowania nie można zabronić, gdyż może stanowić dowód w sprawie, a funkcjonariusze nie są osobami prywatnymi i nie mogą twierdzić, że zostały naruszone ich prawa do ochrony wizerunku.
Ukraińska drogówka jest uznawana za jedną z najbardziej skorumpowanych struktur w tym kraju. Próbował ją zlikwidować były prezydent Wiktor Juszczenko. Posterunki miały być zastępowane przez punkty pomocy drogowej. Jednak do tego nie doszło. W przyszłym roku na ukraińskich drogach ma pojawić się kilka tysięcy kamer. Być może wtedy walka z korupcją będzie skuteczniejsza.