Proeuropejska koalicja z premierem Vladem Filatem na czele szykuje rewolucje na mołdawskich ulicach. Chce, by wszystkie sowieckie nazwy przeszły do historii. Dotyczy to nie tylko nazw ulic, lecz także miejscowości, przedsiębiorstw, organizacji oraz instytucji. Zakazane będzie także używanie sowieckiej symboliki w nazwach produktów i usług.
W lipcu władze Mołdawii wprowadziły przepisy o zakazie komunistycznych symboli, w tym sowieckiego sierpa i młota w celach politycznych. Ówczesna decyzja wzbudziła sprzeciw mołdawskich komunistów.
Ich lider Władimir Woronin stwierdził, że będzie bojkotował przepisy. Protesty wywołuje także inicjatywa obecna. Posłowie parlamentu autonomicznej republiki Gagauzji na południu Mołdawii, gdzie nazw sowieckich ulic pozostało najwięcej i gdzie nostalgia za ZSRR jest ciągle silna, także zapowiadają, że jeśli prawo wejdzie w życie, będą je łamać.
– Mieszkańcy Gagauzji są innego zdania. Nie musimy dostosowywać się do pomysłów Kiszyniowa – uzasadniała gagauska komunistka Irina Włach. Przepisy będą zapewne bojkotowane w separatystycznym Naddniestrzu, które w 1991 r. wystąpiło zbrojnie przeciw Mołdawii i gdzie nadal stacjonują wojska rosyjskie.
Likwidacja sowieckich nazw ulic to kolejna próba władz, by się pożegnać z komunistyczną przeszłością kraju wcielonego do ZSRR w 1940 roku. Dwa lata wcześniej pełniący wówczas obowiązki prezydenta Mihai Ghimpu podpisał dekret o ustanowieniu 28 czerwca dniem sowieckiej okupacji. Moskwa odpowiedziała sankcjami gospodarczymi, wstrzymując eksport mołdawskiego wina. Jednocześnie władze w Kiszyniowie wprowadziły wysokie kary za znieważenie symboli państwowych.