Jak pisze niemiecki tygodnik „Der Spiegel", przedstawiciele wierzycieli Grecji zaproponowali darowanie krajowi sporej części długów. Oznaczałoby to, że po raz pierwszy od wybuchu kryzysu greckiego ratowanie tego kraju przed bankructwem kosztować musiałoby podatników w krajach strefy euro konkretne miliardy.
Autorzy pomysłu - przedstawiciele wierzycieli tego kraju, czyli tzw. trojka składająca się z reprezentantów UE, Europejskiego Banku Centralnego oraz Międzynarodowego Funduszu Walutowego - są w pełni świadomi tych konsekwencji. To oni przedstawili założenia nowego planu ratunkowego Grecji w ubiegły czwartek na spotkaniu ministrów finansów strefy euro. Propozycje te dostały się wczoraj do niemieckich mediów, wywołując falę oburzenia.
Tym bardziej że kilka dni temu rząd w Atenach ogłosił, iż udało mu się wynegocjować z trojką przesunięcie o dwa lata do 2016 roku programu reform będącego warunkiem nowych kredytów. Koszt tej operacji dla wierzycieli ocenia EBC na 30 mld euro, a MFW nawet na 38 mld.
Zdaniem ministra finansów Wolfganga Schäublego dyskusja na temat propozycji darowania Grecji długu nie ma sensu, gdyż „jest zbyt odległa od realiów w państwach strefy". Spisanie Atenom nawet części długu publicznego oznaczałoby bezpośrednie dofinansowanie budżetu tego państwa przez partnerów ze strefy euro. Stoi to jednak w sprzeczności z porządkiem konstytucyjnym zarówno w Niemczech, jak i w innych krajach, zabraniającym tego rodzaju praktyk.
Szanse na hair cut, czyli przystrzyżenie rosnącego greckiego długu (w połowie roku przekroczył już wartość 300 mld euro), są więc obecnie znikome. – Na proste darowanie długów nie ma w Berlinie zgody, ale wszyscy zdają sobie sprawę, że Grecję trzeba w jakiś sposób oddłużyć – mówi „Rz" Cornelius Ochmann, ekspert niemieckiej fundacji Bertelsmanna.