Wszystko wskazuje na to, że niezależnie od ostatecznie wynegocjowanej podczas szczytu w czwartek i piątek kwoty, będzie znacznie trudniej sięgnąć po unijne pieniądze. Do obostrzeń zaproponowanych przez Komisję Europejską ponad rok temu dochodzą teraz kolejne wpisane przez Hermana Van Rompuya. Próbuje on przekonać płatników netto, że ich pieniądze będą oszczędniej wydawane. W praktyce może to doprowadzić do sytuacji, gdy obiecane kwoty trudno będzie po prostu wykorzystać.
– Trudniej będzie te pieniądze dostać. I łatwiej je stracić – mówi „Rz" Danuta Hubner, przewodnicząca Komisji Rozwoju Regionalnego Parlamentu Europejskiego, która zajmuje się obecnie negocjacją szczegółowych rozporządzeń określających zasady wydawania pieniędzy z polityki spójności. Była polska komisarz zwraca uwagę na zaproponowane przez Van Rompuya obniżenie udziału unijnego. Ma on w nowym okresie budżetowym wynosić 75 proc. zamiast obecnego 80–90 proc. Nie zmienia to całego limitu przysługujących danemu krajowi pieniędzy, a nawet zwiększa liczbę realizowanych projektów. Ale każdy z nich musi mieć większy udział własny. – Nie wiem skąd. Gminy są zadłużone, budżet nie ma pieniędzy, a banki będą mniej chętnie udzielały pożyczek na projekty unijne – zauważa europosłanka PO.
Niechęć banków będzie wynikała z tego, że projekty obecnie uważane za pewne (zawsze przyjdzie zapłata za fakturę przesłaną do Brukseli) tracą tę 100-procentową gwarancję. Bo w nowym budżecie pojawi się wymuszona przez Berlin zasada tzw. warunkowości makroekonomicznej. Do tej pory projekt dostawał pieniądze, jak wypełniał kryteria polityki spójności. Mógł je stracić, jeśli inwestor złamał wytyczne kontraktu. Teraz jednak każdy może stracić pieniądze, jeśli rząd nie będzie przestrzegał dyscypliny finansowej. Bo karą dla kraju np. za zbyt wysoki deficyt budżetowy, czy dług publiczny, będzie wstrzymanie płatności z polityki spójności. Utrudnieniem dla gmin jest też poprawka Van Rompuya, która znosi tzw. kwalifikowalność podatku VAT. Czyli nie będzie go można finansować z unijnych funduszy. To zwiększy dodatkowo wydatki krajowego inwestora.
Część tych utrudnień (udział własny, podatek VAT) podlega jeszcze negocjacjom. Rozpoczynają się one w czwartek na szczycie UE. Premier Donald Tusk zapowiedział wczoraj, że Polska nie chce grozić wetem. – Musimy wrócić do domu z pieniędzmi, a nie z hardo podniesioną głową i bez grosza – powiedział. Z jakimi pieniędzmi, to się dopiero okaże.
Polska nie ustaje w negocjacjach dotyczących wysokości przyszłego budżetu. Z punktu widzenia Polski liczy się nawet nie ogólna kwota budżetu, ale udział naszego kraju w polityce spójności. Jedno z drugim się wiąże, ale nie automatycznie. Na przykład przedstawiona pod koniec października propozycja prezydencji cypryjskiej była wyższa niż ostatni projekt Hermana Van Rompuya. Ale jej struktura była inna, więc dla Polski było tam 72,7 mld euro, podczas gdy w najnowszej wersji negocjacyjnej nasz udział wynosi 73,9 mld euro.