Korespondencja z Brukseli
W ostatnich tygodniach Unia zatwierdziła sankcje wobec Syrii, wcześniej na agendzie był Iran, regularnie powraca sprawa odnawiania, a czasem poszerzania sankcji wobec Białorusi.
– Sankcje nie są celem samym w sobie, nigdy też nie używamy ich w oderwaniu od innych instrumentów polityki zagranicznej. Zawsze muszą im towarzyszyć inne środki dyplomatyczne – mówi wysoki rangą unijny dyplomata i podaje przykład Iranu, gdzie embargo na ropę funkcjonuje równolegle do międzynarodowych prób negocjacji z Teheranem. Ostatecznym celem jest powstrzymanie reżimu przed rozwijaniem arsenału nuklearnego, na razie chodzi przynajmniej o to, żeby Irańczycy chcieli rozmawiać.
Na liście sankcji UE są obecnie 33 nazwy. Głównie kraje, ale też organizacje terrorystyczne niezwiązane z jednym konkretnym rządem, jak np. Al-Kaida. Posiedzenie ministrów spraw zagranicznych UE to często dyskusje o tym, jak ukarać poszczególnych dyktatorów. Sankcje są nie tylko coraz bardziej popularne, ale też coraz bardziej „inteligentne" (ang. smart sanctions). Chodzi o to, żeby minimalizować ich negatywny wpływ na ludność cywilną.
Dlatego jeśli mowa o sankcjach gospodarczych, to często UE wybiera określone powiązane z reżimem firmy. Gdy mowa o restrykcjach wizowych, uważnie dobierane są nazwiska. Nawet w przypadku oczywistego zakazu sprzedaży broni do krajów objętych wojną, zalecenia są zniuansowane. Restrykcje wobec Syrii zezwalają na sprzedaż broni nieśmiercionośnej organizacjom i osobom powiązanym z opozycją. W przypadku Iranu zakaz relacji handlowych nie dotyczy sprzedaży do tego kraju leków, żywności i produktów rolnych. Co prawda Teheran oskarżał ostatnio Zachód o przyczynienie się do braku zaopatrzenia w szpitalach, ale Bruksela odrzuca te oskarżenia. – Rzeczywiście reżimowi z powodu embarga na ropę brakuje dewiz. Ale to on dokonuje wyboru, na co przeznaczyć mniejsze sumy i nie kupuje lekarstw – tłumaczy unijny dyplomata.