Dziennikarz Shi Tao został skazany w 2005 roku na 10 lat więzienia za rzekome „antypaństwowe działania" w Internecie. Polegały one na tym, ze opisał jakie działania podejmowały władze przed 15 rocznicą wydarzeń na placu Tienanmen.
Tymczasem międzynarodowy PEN Klub (Shi Tao był jego członkiem i otrzymał nawet nagrodę Złotego Pióra Wolności za odważną działalność na rzecz demokracji) poinformował niespodzianie, że został on kilka dni temu zwolniony. Nie podano uzasadnienia tej zaskakującej decyzji, wiadomo jednak, że w Chinach wyroki polityczne bywają anulowane wyjątkowo rzadko). Sam Shi Tao domyśla się, że został objęty procedurą zwalniania za dobre zachowanie, która czasem obejmuje sprawców mniej groźnych przestępstw.
Sprawa Shi Tao stała się głośna za sprawą niechlubnej aktywności Yahoo. Amerykańska firma ujawniła treść prywatnych emaili Shi Tao, na podstawie których został on później skazany. Wzbudziło to falę krytyki i protestów na Zachodzie. Wiele środowisk oskarżyło informatyczne giganty (Microsoft, Google czy Yahoo) o ujawnianie władzom chińskim danych swoich klientów w nadziei na tłuste kontrakty przed zbliżającą się wtedy olimpiadą w Pekinie. Yahoo było szczególnie zainteresowane dobrymi układami z władzą, bowiem było wtedy w trakcie przejmowania udziałów w chińskim holdingu internetowym Alibaba.
Patrick Poon, sekretarz PEN Klubu w Hongkongu przestrzega jednak przed powitaniem decyzji władz w Pekinie jako zapowiedzi poluzowania rygorów obejmujących Internet w Chinach (dla większości obywateli dostępny jest tam jedynie kontrolowana sieć wewnątrzkrajowa z ograniczonym dostępem do zasobów zagranicznych).
Wręcz przeciwnie – w ostatnich latach kontrola aktywności obywateli ChRL w Internecie została jeszcze bardziej zaostrzona, a lista przewinień, za które można mieć problemy obejmuje nawet informacje o skażeniach ekologicznych albo o katastrofach. Może to zostać uznane za „rozpowszechnianie szkodliwych pogłosek" albo wywoływanie paniki.