Giennadij Oniszczenko, szef rosyjskiego sanepidu (Rospotriebnadzor), jest znany z podobnych akcji, to on doszukiwał się sanitarnych niedoskonałości w mięsie z Polski czy winie z Gruzji, w czasie gdy państwa te miały na pieńku z Moskwą.
Teraz, jak cytują go dzisiaj media litewskie, ogłasza, że kontrola litewskiej produkcji mlecznej dała niepokojące rezultaty. W "obronie konsumentów" służby celne Federacji Rosyjskiej zwrócą uwagę na "wysokie ryzyko sanitarno-epidemiologiczne".
A to już ostatni krok przed całkowitym zakazem importu. Jeszcze dwa tygodnie temu Oniszczenko mówił, że "niektóre" litewskie przedsiębiorstwa mleczarskie nie spełniają rosyjskich standardów. Litwa połowę swojej produkcji eksportuje, a Rosja jest najważniejszym rynkiem dla litewskich mleka, serów i innych produktów mlecznych.
To wszystko wyraźnie wskazuje, że Moskwa nie ustaje w stosowaniu nacisków gospodarczych wobec państw sąsiedzkich, które odegrają ważną rolę na zaplanowanym na koniec listopada szczytem Partnerstwa Wschodniego w stolicy Litwy (przewodniczy w tym półroczu Unii Europejskiej).
Grozi i państwom, które na szczycie mają podpisać lub parafować umowę stowarzyszeniową z UE (Ukrainie, Gruzji, Mołdawii), i zaangażowanym w sprawę krajom członkowskim (Litwa, Łotwa).