– Zawsze byli w tym kraju ludzie, którzy życzyli sobie izolacji i którzy chcieliby, żeby Rosja była samowystarczalna – te słowa byłego ministra finansów Aleksieja Kudrina cytowała rządowa agencja Itar-Tass w chwili, gdy na Kremlu zebrała się Rada Bezpieczeństwa. Zostały przyjęte jako pierwszy przejaw niezadowolenia z polityki Władimira Putina, która zabrnęła w ślepy zaułek po zestrzeleniu malezyjskiego boeinga. Kudrin nie szczędzi dalszych krytycznych opinii. Zwraca uwagę, że rosyjski biznes chce inwestować, budować fabryki i rozwijać handel. Jest jednak mocno zaniepokojony tym, co widzi codziennie w telewizji i słyszy w radiu. Chodzi oczywiście o pełne oburzenia ostatnie reakcje Zachodu. Na razie bez dodatkowych sankcji, ale te mogą nastąpić. – Znów staliśmy się wrogami Zachodu – podkreśla Kudrin.
Nie jest w Moskwie tajemnicą, że jest on w bliskich relacjach z Putinem, który zaprasza go regularnie na spotkania i ceni sobie jego zdanie Nie brak też opinii, że jako człowiek utrzymujący dobre kontakty na Zachodzie Kudrin jest trzymany przez Putina w odwodzie i gdyby zaszła konieczność zmiany rządu, Kudrin mógłby stanąć na jego czele. Publikacja jego krytycznych ocen przez Itar-Tass jest więc symptomatyczna.
– Nie tylko Kudrin, ale i wielu rosyjskich oligarchów jest niezadowolonych, ponieważ to ich dotyczą bezpośrednie sankcje Zachodu – mówi „Rz" Andriej Piontkowski, znany krytyk Kremla. Jest przekonany, że Aleksiej Kudrin wyraża ich opinię i jeżeli Putin nie weźmie tego pod uwagę, to wcześniej czy później cała historia zakończyć się może przewrotem pałacowym.
Na razie jednak Putin nie musi się niczego obawiać. Według wyników wiarygodnych badań ma obecnie poparcie 83–87 proc. obywateli. „Niezawisimaja Gazieta" zapewniała ich wczoraj, że żadne sankcje nie wpłyną na poziom ich życia. Wzrost gospodarczy w tym roku będzie jednak zapewne poniżej poziomu 1 proc., po 1,3 proc. w roku ubiegłym, co oznacza stagnację. I to w sytuacji, gdyby Zachód nie zdecydował się na dalsze sankcje.