Od kilku lat na początku sierpnia na węgierskiej puszcie niedaleko miejscowości Bugac wyrasta wielkie obozowisko nomadów. Na stepie pojawia się osada jurt, a obóz zaludniają wojownicy w charakterystycznych spiczastych kołpakach. Wielu nosi broń i odzież wykonaną z podziwu godnym kunsztem i dbałością o detal. Rekonstrukcje te wykonywane są na podstawie znalezisk archeologicznych albo kopiowane od współczesnych ludów środkowoazjatyckich.
Impreza o nazwie Kurultaj (u ludów tureckich „zgromadzenie plemienne") odbywa się regularnie od 2008 r. i zawsze gromadzi kilka tysięcy uczestników. Rekonstruktorzy budują obozowiska, częstują gości stepowym jadłem i odgrywają widowiskowe bitwy. Odbywają się pokazy tradycyjnych tańców i wystawy sztuki ludowej. Podczas zjazdów wygłaszane są prelekcje o korzeniach Madziarów, zapraszani są też „krewniacy" ze wschodu – Tatarzy, Kazachowie, Ujgurzy. W tym roku ściągnięto nawet reprezentantów małego plemienia Magjor z Uzbekistanu, rzekomo dalekich krewnych Madziarów.
Tradycja i zabawa
Niektórzy ocierają się o śmieszność, próbując wręcz przepisać wczesną historię Węgier (co przywodzi na myśl współczesną wersję polskiego sarmatyzmu), a nawet nawołując do powrotu do „huńsko-turańskich korzeni narodu". Miastowi moderniści obruszają się, że w XXI wieku to promocja zacofania i majaczenie nawiedzonych narodowców. W odpowiedzi słyszą, że Szwedzi albo Duńczycy też odgrywają wikingów i nikt nie zarzuca im promowania średniowiecznej ciemnoty.
Dla większości to jednak tylko doskonała rozrywka, węgierska wersja zabawy w Indian dla dużych chłopców, tyle że odwołująca się do jak najbardziej rodzimych tradycji. Na „plemienne" spotkania za miastem wybierają się, by strzelać z łuku, jeździć na koniu i jeść pasterską zupę gotowaną w kociołku nad ogniskiem. Rzemieślnicy organizują bazary z replikami dawnej broni i odzieży, wytwarzają na oczach turystów ozdoby z brązu i naczynia ceramiczne.
– Te historyczne zabawy są na Węgrzech coraz popularniejsze – mówi Anikó Dömös, która opiekuje się ekspozycją tematyczną „życie nomadyczne" w Narodowym Parku Historycznym Ópusztaszer niedaleko Szegedu. – Świadomość najdawniejszych korzeni uzyskują dzieci w szkole, ale dla wielu ludzi tradycyjne łucznictwo czy biwakowanie w „plemiennym" stylu staje się prawdziwym hobby. Na imprezy w naszym parku, które nazywamy Nyílzápor (Deszcz Strzał), przyjeżdża nawet 2 tysiące ludzi. Na Kurultaju bywa ich jeszcze więcej. Owszem, zdarza się, że niektórzy przesadzają z dorabianiem do tej zabawy jakichś nacjonalistycznych haseł, ale to margines.