Po blisko miesiącu negocjacji udało się włączyć do jednej drużyny dawnych rywali. Koalicję rządową będzie tworzyć aż pięć prozachodnich partii. To Blok Petra Poroszenki, Front Ludowy Arsenija Jaceniuka, Samopomoc mera Lwowa Andrija Sadowego, Partia Radykalna populisty Ołeha Laszki oraz Batkiwszczyna Julii Tymoszenko. Premierem pozostanie Jaceniuk, ale ze znacznie większym poparciem 288 deputowanych w 421-osobowej Radzie Najwyższej.
Umowa koalicyjna zostanie oficjalnie podpisana w czwartek, ale wiadomość o jej powstaniu ogłoszono już w sobotę, tuż przed wizytą w Kijowie wiceprezydenta Joe Bidena, aby pokazać, że w przeciwieństwie do tego, co się stało po pomarańczowej rewolucji, tym razem reformatorzy utrzymają jedność.
– Ja zawsze się zgadzam z prezydentem – mówił na konferencji prasowej Jaceniuk pytany, czy popiera gotowość Poroszenki do przeprowadzenia wojny totalnej na wschodzie Ukrainy.
Nowy rząd różni się także od poprzedniego programem, który jest o wiele bardziej radykalny. To po części wynik zmiany nastrojów w ukraińskim społeczeństwie zmęczonym trwającym rok konfliktem. W trakcie ceremonii ku czci poległych na Majdanie z udziałem Bidena tłum wygwizdał prezydenta, zarzucając mu brak efektów w ściganiu sprawców strzelaniny do tłumu w lutym tego roku.
– W tym przypadku ustalenie sprawców jest bardzo trudne, bo mówimy o tajnej operacji. Ale ludzie chcą konkretnych efektów – przekonuje „Rzeczpospolitą" Andreas Umland, ekspert Instytutu Współpracy Euro-Atlantyckiej w Kijowie.