Europa ma powody, by z niepokojem przyglądać się prorosyjskim sympatiom członków nowego rządu w Atenach. Pierwszym zagranicznym urzędnikiem, z którym spotkał się premier Aleksis Cipras, był rosyjski ambasador Andriej Masłow. Minister energetyki Panagiotis Lafazanis w pierwszym oświadczeniu skrytykował unijne sankcje przeciwko Rosji, a Panos Kammenos – minister obrony narodowej Grecji, notabene koalicjant Ciprasa z prawicowej partii Niezależnych Greków – ciepło przyjął zaproszenie rosyjskiego kolegi Siergieja Szojgu do Moskwy (na obchody Dnia Zwycięstwa wybiera się tam oczywiście także sam premier Cipras).
Do rosyjskiej stolicy pojechał w środę minister spraw zagranicznych Nikos Kotzias. Wprawdzie dla rozproszenia obaw przed greckim zwrotem geopolitycznym we wtorek przedstawiał swoje poglądy w Berlinie, ale nie zmienia to jednak postaci rzeczy: właśnie nowy szef greckiej dyplomacji uchodzi obok Ciprasa za najbardziej wypróbowanego greckiego przyjaciela Moskwy.
Kotzias, długoletni wykładowca uniwersytetu w Pireusie, w młodości był zaangażowanym komunistą, później przeszedł na pozycje bardziej narodowe. To zbliżyło go do ideologa wojowniczego rosyjskiego nacjonalizmu, cenionego na Kremlu Aleksandra Dugina (nie przypadkiem Dugina zaproszono w 2013 r. na wykład do Pireusu).
Kotzias zaprzecza tym związkom. Trudno było uzyskać potwierdzenie jego pochwał polityki ZSRR z lat 80. Precyzyjne cytaty odnalazła jednak redakcja „The Athens Book Review". Okazuje się, że w okresie rozkwitu polskiej „Solidarności" Kotzias opublikował książkę „Polska i my", w której wyłożył swoje poglądy na temat tego, jak siły imperialistyczne chcą osłabić socjalizm, wykorzystując Polaków.
Nawet Nagroda Nobla „dla nikomu nieznanego poety Miłosza" to według niego wynik działań na rzecz osłabienia socjalizmu w Polsce.