Reklama

Parlament Europejski walczy o władzę

Propozycje Komisji Europejskiej mogą zmienić układ sił w Brukseli

Aktualizacja: 21.04.2015 23:41 Publikacja: 21.04.2015 21:07

Jean-Claude Juncker został szefem Komisji Europejskiej dzięki naciskowi kierowanego przez Martina Sc

Jean-Claude Juncker został szefem Komisji Europejskiej dzięki naciskowi kierowanego przez Martina Schulza Parlamentu

Foto: AFP

Wycofanie się z części zaproponowanych już aktów prawnych i ograniczenie ambicji tworzenia nowych – to jeden z ważnych elementów agendy Jeana-Claude'a Junckera, szefa KE. Tym nowa Komisja Europejska ma się różnić od poprzedniej, że będzie hamować zapędy urzędników chcących regulować każdą dziedzinę życia obywatela czy działalności przedsiębiorstwa.

Ten cel może jednak napotkać przeszkodę w postaci demokratycznie wybranych eurodeputowanych. Mniej legislacji to mniej pracy dla nich.

A przecież każdy kolejny traktat unijny zwiększał ich kompetencje i władzę. Nie po to, żeby teraz spędzali bezproduktywnie czas na posiedzeniach komisji parlamentarnych w Brukseli czy na sesjach plenarnych w Strasburgu. To, czego fundamentalne prawo UE wprost nie powiedziało, Parlament usiłował, z dużym powodzeniem, wywalczyć sobie w międzyinstytucjonalnych potyczkach. Teraz też ma duże szanse na sukces.

Nowy ład

28 kwietnia Komisja Europejska ma przedstawić projekt nowego porozumienia międzyinstytucjonalnego, czyli zasad współpracy trzech najważniejszych instytucji: Komisji, Rady oraz Parlamentu. Z naszych nieoficjalnych informacji wynika, że Parlament może sobie wywalczyć kompetencje w dziedzinach, w których był do tej pory nieobecny. KE jest mu przychylna, bo to eurodeputowanym zawdzięcza swoje stanowisko jej przewodniczący Jean-Claude Juncker.

Parlament podważa plany Komisji Europejskiej przewidujące wycofanie się z części propozycji prawnych. Do tej pory nie miał podstaw, żeby w to ingerować: mógł się zajmować tylko tymi aktami, które dostał. Nie ma bowiem inicjatywy legislacyjnej. Teraz jednak może się to zmienić, bo PE żąda współpracy z Komisją już na etapie planowania jej prac, a także potem – na etapie kontroli, w jaki sposób ogólna dyrektywa jest rozpisywana na szczegółowe przepisy i transponowana do prawa krajowego.

Reklama
Reklama

Do tej pory z szacowanego na siedem lat średniego czasu stanowienia prawa (od momentu pierwszego pomysłu Komisji do chwili jego wejścia w życie) Parlament zajmował się tylko 1,5-rocznym okresem legislacyjnym: od przesłania konkretnej propozycji przez KE przez negocjacje z Radą po ostateczne głosowanie. Teraz chce zajęcia przez siedem lat.

– Mamy do tego podstawy prawne – zapewnia w nieoficjalnej rozmowie wysoki rangą przedstawiciel PE. I wskazuje na art. 17 traktatu o UE. Mówi on co prawda, że to Komisja ma inicjatywę legislacyjną, ale w wersji lizbońskiej, obowiązującej od 2009 r., proponuje prawo „z zamiarem osiągnięcia porozumienia międzyinstytucjonalnego". Ten fragment zdania, według Parlamentu, daje mu prawo do wpływania na plany Komisji.

Deputowani kontrolują

PE chce mieć także wpływ na etap ostatni, czyli to, jak prawo jest wprowadzane w życie. – Znakomita większość unijnych absurdów, o których rozpisują się media, nigdy nie została wpisana do dyrektywy głosowanej w PE. Była potem dopisywana do aktów niższego rzędu albo do krajowego prawa, które stanowiło transpozycję dyrektywy – uważa nasz rozmówca w PE.

Jego zdaniem, skoro instytucje unijne mają brać odpowiedzialność za ostateczny kształt prawa, muszą mieć nad tym kontrolę. Pomysł nie jest wcale egzotyczny. Organizacje biznesowe w Brukseli już dawno alarmowały, że kontrola PE kończy się na etapie głosowania i szumnie zapowiadane dyrektywy nie są potem wdrażane zgodnie z intencją ustawodawcy. I apelowały o powołanie w PE komórki na wzór istniejącej w amerykańskim Kongresie, która nadzorowałaby ten proces.

Komisja Europejska na pewno nie pójdzie na wojnę z Parlamentem i pozwoli mu na zwiększenie zakresu władzy. Juncker wraz ze swoim zastępcą Fransem Timmermansem regularnie spotyka się z szefami największych grup politycznych w PE – chadeków i socjalistów. Od początku przekonywał, że jego Komisja jest polityczna, dlatego jako chadek na pierwszego zastępcę wziął sobie socjalistę Timmermansa. I regularnie rozmawia z najważniejszymi eurodeputowanymi, aby mieć pewność, że Parlament nie zablokuje pomysłów KE. Tym samym przekracza tradycyjne linie podziału władzy.

Polityczny układ

Ale ma powód. To dzięki wymyślonemu w Parlamencie projektowi tzw. spitzenkandidaten, czyli kandydatów na szefa Komisji Europejskiej, Juncker rezyduje teraz w na 13. piętrze budynku Berlaymont.

Reklama
Reklama

Niemiecka nazwa nie jest przypadkowa. To niemieccy chadecy i niemieccy socjaliści wspólnie wpadli na pomysł, aby każda grupa polityczna wystawiła paneuropejskiego kandydata na szefa KE, który byłby twarzą partyjnych list w wyborach do Parlamentu Europejskiego. Nominację centrolewicy zyskał Martin Schulz, centroprawicy – Juncker.

Chadecy wygrali wybory, więc PE zaangażował się w przekonywanie opinii publicznej, że Juncker musi zostać szefem Komisji. Narzucił tę kandydaturę szefom państw i rządów tworzących Radę Europejską, którym wydawało się, że w myśl traktatów unijnych to oni mają suwerenne prawo wyboru szefa Komisji. – Wszyscy się śmiali. A jednak się udało. I to samo będzie przy obsadzie stanowiska na następną kadencję – mówi nieoficjalnie jeden z autorów pomysłu.

Anna Słojewska z Brukseli

Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1379
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1378
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1377
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1376
Materiał Promocyjny
Startupy poszukiwane — dołącz do Platform startowych w Polsce Wschodniej i zyskaj nowe możliwości!
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1375
Materiał Promocyjny
Nowa era budownictwa: roboty w służbie ludzi i środowiska
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama