Wycofanie się z części zaproponowanych już aktów prawnych i ograniczenie ambicji tworzenia nowych – to jeden z ważnych elementów agendy Jeana-Claude'a Junckera, szefa KE. Tym nowa Komisja Europejska ma się różnić od poprzedniej, że będzie hamować zapędy urzędników chcących regulować każdą dziedzinę życia obywatela czy działalności przedsiębiorstwa.
Ten cel może jednak napotkać przeszkodę w postaci demokratycznie wybranych eurodeputowanych. Mniej legislacji to mniej pracy dla nich.
A przecież każdy kolejny traktat unijny zwiększał ich kompetencje i władzę. Nie po to, żeby teraz spędzali bezproduktywnie czas na posiedzeniach komisji parlamentarnych w Brukseli czy na sesjach plenarnych w Strasburgu. To, czego fundamentalne prawo UE wprost nie powiedziało, Parlament usiłował, z dużym powodzeniem, wywalczyć sobie w międzyinstytucjonalnych potyczkach. Teraz też ma duże szanse na sukces.
Nowy ład
28 kwietnia Komisja Europejska ma przedstawić projekt nowego porozumienia międzyinstytucjonalnego, czyli zasad współpracy trzech najważniejszych instytucji: Komisji, Rady oraz Parlamentu. Z naszych nieoficjalnych informacji wynika, że Parlament może sobie wywalczyć kompetencje w dziedzinach, w których był do tej pory nieobecny. KE jest mu przychylna, bo to eurodeputowanym zawdzięcza swoje stanowisko jej przewodniczący Jean-Claude Juncker.
Parlament podważa plany Komisji Europejskiej przewidujące wycofanie się z części propozycji prawnych. Do tej pory nie miał podstaw, żeby w to ingerować: mógł się zajmować tylko tymi aktami, które dostał. Nie ma bowiem inicjatywy legislacyjnej. Teraz jednak może się to zmienić, bo PE żąda współpracy z Komisją już na etapie planowania jej prac, a także potem – na etapie kontroli, w jaki sposób ogólna dyrektywa jest rozpisywana na szczegółowe przepisy i transponowana do prawa krajowego.