Na osiem dni przed szczytem Partnerstwa Wschodniego w łotewskiej stolicy Petro Poroszenko starał się w minioną środę w Berlinie przekonać Angelę Merkel do przyznania „europejskiej perspektywy" dla Ukrainy, czyli obietnicy, że kraj choćby w bardzo długim okresie może liczyć na przystąpienie do Unii. Ale na to nie ma szans.
– Bardzo wpływowa grupa krajów, w tym Francja, Niemcy, Włochy, Hiszpania, Austria, jest temu stanowczo przeciwna – mówi „Rz" Pierre Vimont, do marca sekretarz generalny Europejskiej Służby Działań Zewnętrznych. I dodaje: – To już nie Polska narzuca ton w tej sprawie, ciężar decyzji i w tym obszarze przesunął się do Berlina.
Rok temu, na fali emocji po krwawej pacyfikacji przez Wiktora Janukowycza manifestacji na Majdanie, Francuzi zaproponowali, aby do układu stowarzyszeniowego dopisać potencjalnie znaczącą formułę, iż „nie jest to ostatni dokument na drodze do zacieśnienia współpracy między Ukrainą i Unią". Ale teraz nie zanosi się nawet na powtórzenie tej enigmatycznej formuły.
– O to apelowały Polska i kraje bałtyckie, ale stanie na jeszcze mniej znaczącym sformułowaniu mówiącym o „europejskich aspiracjach" niektórych państw Partnerstwa Wschodniego – mówi Pierre Vimont.
Zdaniem Thomasa de Walla i Richarda Youngsa, ekspertów Fundacji Carnegie, kraje Unii mocno ograniczają obietnice dla Ukrainy, bo z jednej strony boją się prowokować Kreml do wznowienia ofensywy w Donbasie, a z drugiej zdały sobie w ostatnim roku sprawę, jak bardzo Moskwa może pokrzyżować plany współpracy między Brukselą a dawnymi radzieckimi republikami.